Authors Posts by Patrycja Bilińska

Patrycja Bilińska

Patrycja Bilińska
316 POSTS 22 COMMENTS

1 5301
Zainspirowana postem Agaty stworzyłam własną listę książek, które najbardziej przydają mi się w pracy.

1. G. Demel „Minimum logopedyczne nauczyciela przedszkola”
Taka jakby klasyka. Każdy ma tę książkę. Co drugi logopeda pewnie jeszcze korzysta z kwestionariusza obrazkowego dołączonego do tej pozycji., pomimo że niektóre rysunki są już mało czytelne dla współczesnego przedszkolaka. Mój egzemplarz Demelowej ma wartość szczególną dlatego, że we wszystkich możliwych miejscach pozapisywałam własne, podręczne rymowanki i zdania, przydatne podczas utrwalania konkretnych głosek.

2. J. Kielin, K. Klimek „Krok po kroku”
Wydaje mi się, że najważniejsza książka dla logopedów pracujących z dziećmi z głębszą niepełnosprawnością intelektualną. Inspiruje i zmienia podejście do wielu kwestii, szczególnie współpracy z rodzicem.

3. I. Styczek „Logopedia
Książka już historyczna, momentami nieaktualna, ale nadal jest źródłem nr 1. Nowej kupić nie można. O jej wartości świadczyć może cena używanych:

4. G. Krzysztoszek, M. Piszczek „Materiał wyrazowo – obrazkowy do utrwalania poprawnej wymowy głosek…”
Mam całą serię. W szkole, przedszkolu i wszędzie tam, gdzie praca nad wymową jest głównym zajęciem logopedy, naprawdę się przydaje.


5. Katarzyna Szłapa „Cmokaj, dmuchaj, parskaj, chuchaj”
Przydaje się. U mnie z etykietką: uniwersalne.

 6. D. Krupa, Rymowanki – utrwalanki. Materiały do ćwiczeń logopedycznych (pobierz fragment)
Wprawdzie rymy momentami częstochowskie (i kto to mówi!), ale za to rysunki stylowe:) Kiedyś używałam namiętnie, teraz częściej korzystam z własnych.

Niezwykle denerwujące jest, kiedy ktoś — chcąc być superpoprawnym — wymawia słowa tak, jak się je zapisuje. Na „proszeł” przechodzą mnie ciary po plecach. Myślałam, że nie ma nic gorszego, dopóki nie usłyszałam tego: 
Jak oceniacie wymowę lektora, który użyczył głosu zabawce z kategorii tzw. edukacyjnych? Jeśli nie macie zastrzeżeń, to … niedobrze:)
Pan „czytacz” na pewno nie jest aktorem ani profesjonalnym lektorem. Chcąc wypaść jak najlepiej, wszystkie słowa wymówił doliterowo. Gdyby się nie starał, na pewno wyszłoby mu lepiej. Dlaczego? W mowie potocznej, niekontrolowanej, NIKT nie powiedziałby „dźwiĘk”, bo wymagałoby to od niego zbyt dużego wysiłku. Mówi się: [ʒ́v’eŋk]. Tak samo — nie powiemy „zwierzĘta” a „zwierzenta” [zvi ̯eženta]. Zdanie „Jakie zwierzĘ wydaje dźwiĘk?” jest tym, które słyszę w koszmarach.
Logopeda, chcąc sprawdzić, czy dziecko wymawia samogłoski nosowe, nie może poprosić go o powtórzenie ich w izolacji, np. „Powiedz ę.” ani o wymówienie pierwszego lepszego słowa, w zapisie którego występują litery „ę” czy „ą”. Prawie każdy logopedyczny kwestionariusz obrazkowy na sprawdzenie owych głosek zawiera rysunek węża, ewentualnie wąsa i gęsi. Dlaczego? Tylko przed głoskami szczelinowymi (tu: sz, s, ś) wymawia się prawdziwe „ę” i „ą”.
O wymowie samogłosek ustnych więcej w Wikipedii.

PS Zdjęcie ma symbolizować porażkę:D Piszę, bo skojarzenie z tzw. ciężkich. 

Na koniec polecam piosenkę, nawiązującą do tematyki pseudoedukacyjnych zabawek.

Z wymyśleniem materiału wyrazowego do utrwalania poszczególnych głosek zwykle nie ma problemu. Gorzej z dłuższymi tworami. Siedząc na szkoleniu, zgotowanym przez pracodawcę, z wypalenia zawodowego, w ramach przeciwdziałania owemu zjawisku, zaczęłam pisać. Celem było wymyślenie zdań i rymowanek do utrwalania głosek ciszących. Materiału nie ma dużo — przerwałam pisanie w momencie, kiedy uświadomiłam sobie, że pani prowadząca mówi całkiem sensownie;)

[ś]

Zdania:

Siedem śledzi w sianie siedzi.
Siedem śmiałków śmiało się huśta.

Rymowanka:

Śmieje się Kasia,
Śmieje się Jaś.
Śmieje się Asia
i śmieje Staś.


Różnicowanie [ś] z [s] i [sz], czyli sprawdzian z utrwalenia głoski w mowie kontrolowanej:

Śmieję się głośno,
bo przyszłaś,
Wiosno!

[ź]:

Zdania:

Zielone poziomki wzięła Kazia.
Zieloną mam buzię.
Kazio je zieleninę.

[dź]:
Dziwolągi się dziwią.
Dziwny ten dziki.
Madzia powiedziała: „dziękuję”.
To jest program o działalności dzikich.
Dzielni ci dzicy.
Madzia idzie dzisiaj do dziekanatu.
Będzie się dzisiaj działo.

Rymowanka:

— Dzielny, dziarski — dzik się chwali.
Zalety me poeci znali.
Dzik jest dziki — twierdził Brzechwa.

— Mam już dość tych dzika przechwał.


Różnicowanie głosek [ś], [ź], [ć], [dź] z innymi dentalizowanymi:

Zielono mam w głowie,
Słonecznie i jasno.
Każdemu więc powiem:
Łąkę mieć własną
jest wyśmienicie.
I na niej, zielonej,
Zielone wieść życie.

2 4192
Mojemu Kacprowi udzieliło się zbieractwo. Zainspirowany programem Art Attack radzi przy próbach wyrzucenia różnych rzeczy: „Zostawmy to, jeszcze coś z tego zrobimy.” Dzisiaj przekonałam się, że nawet stare zakrętki mogą okazać się przydatne matce-logopedce. A było to tak: Siedziałam na podłodze z Kacprem. Między nami leżały sylaby, które chciałam z nim utrwalić. Niespodziewanie zrodził mi się pomysł na grę. Sylaby (zalaminowane kartki) włożyłam do zakrętek od słoików. Co z tego wynikło?

  
W pierwszej wersji gry siedzieliśmy naprzeciwko siebie w sensownej odległości i zbijaliśmy swoje zakrętki (po uprzednim odczytywaniu sylab). Zakrętki wprawiane były w ruch … pstryczkiem (palec wskazujący + kciuk).
Wersja druga polegała na wprawianiu w ruch liniowy zakrętek w taki sposób, aby trafić do bramki (u nas przestrzeń między kremem a wodą utlenioną).
Kacper był zachwycony. „Lubię te twoje gry” — skomentował.

Do zakrętek włożyć można także obrazki (na przykład przy okazji utrwalania głosek). Taką wersję planuję na następny raz.

Przeczytałam kilkanaście artykułów, zamieszczonych na różnych blogach, na temat tego, jak można wpłynąć na rozwój mowy swojego dziecka. Wszystkie wspominały o czytaniu książeczek, nazywaniu przedmiotów, którymi dziecko się zainteresowało, nazywaniu tego, co dziecko robi i takie tam oczywistości. Od siebie dorzucę pięć ważnych a pomijanych czynników, warunkujących opanowanie mowy bądź temu sprzyjających.
1. Dziecko do mówienia musi mieć motywację.
Nie mówi się dla przyjemności (choć teoretycznie można), ale po to, by coś osiągnąć. Słowami przekazujemy intencję komunikacyjną. Dzieci, dla których mówienie nie ma sensu, które nie czują jej wartości — mówić nie będą. Ważne jest zatem wspieranie komunikacji, nie samej mowy.

2. Rozwój ruchowy Twojego dziecka ma wpływ na jakość jego mowy.
Rozwój motoryczny, zwłaszcza we wczesnych stadiach rozwoju, wiąże się ściśle z rozwojem mowy. Zauważcie, że dzieci z mózgowym porażeniem dziecięcym, mające od urodzenia problemy z poruszaniem się, mają też trudność z nabywaniem funkcji pokarmowych (gryzienie, żucie itp.), a co za tym idzie także z mową. W ramach wspierania mowy małego dziecka warto pozwolić mu się ruszać  i, na przykład, wyjść z nim na podwórko.
Na zajęciach z Integracji Sensorycznej usłyszelibyśmy o stymulacji układu przedsionkowego.
2. Sposób karmienia dziecka ma wpływ na motorykę aparatu artykulacyjnego.
W szybkim skrócie: karmić piersią, nigdy na leżąco, nie wycierać łyżeczki o górną wargę dziecka przy karmieniu, nie dawać papkowatego jedzenia, pozwolić na gryzienie (marchewka), żucie (mięso).
3. Mózg bez uszkodzeń
Mowa powstaje w mózgu. Jego uszkodzenia nie są zatem obojętne dla produkcji mowy. Im większy stopień niepełnosprawności intelektualnej, tym większe problemy z mówieniem. Jeśli poradnia psychologiczno-pedagogiczna wydała orzeczenie o potrzebie zajęć rewalidacyjno-wychowawczych i napisała, że dziecko funkcjonuje na poziomie upośledzenia umysłowego w stopniu głębokim, to znaczy, że ono mówić nie będzie. No chyba, że zakładamy opcję pomyłki diagnostycznej.
Pracowałam kiedyś z dzieckiem z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu głębokim. Zajęcia rewalidacyjno-wychowawcze zorganizowała mu szkoła masowa. Dyrekcja oczekiwała ode mnie, że nauczę go mówić — miał przecież język i zęby… Tymczasem sukcesem logopedycznym byłoby w takim przypadku, gdyby owe dziecko w intencjonalny sposób przekazało w dowolnej formie komunikat „jeszcze”. Pojawienie się samej intencji jest już sukcesem dla dziecka funkcjonującego na takim poziomie.
5. Niedyrektywne podejście do własnego dziecka kluczem do rozwoju jego komunikacji
Inaczej mówiąc: Im bardziej dyrektywni rodzice, tym bardziej wycofane dziecko. W psychologii pracy dyrektywność traktowana jest jako „cecha osobowości sprowadzająca się do narzucania innym własnej woli i prowadząca do agresywnej dominacji” (czytaj więcej tu). Łączy się ją z autorytaryzmem, dyskryminacją, władzą itp. W pedagogice jest podobnie. Metody i techniki pracy z dzieckiem można podzielić na dyrektywne (większość z nich) i niedyrektywne (SI, Metoda Ruchu Rozwijającego Weroniki Sherborne, Growth trough Play System <praktycznie tutaj>). Czy zauważyliście, że rodzic, który nie pyta dziecka o zdanie, podejmuje za niego wszelkie decyzje (choćby o kolor kredki), ocenia, narzuca itd. ma dziecko ciche i niepewne siebie? Ewa Pisula wspominała o badaniach ujmujących zależność między dyrektywnością rodziców a zachowaniem dzieci w książce „Autyzm i przywiązanie”. Zainteresowanych odsyłam do tej pozycji.

Podsumowując, najważniejsze — moim zdaniem — często pomijane czynniki, mające wpływ na rozwój mowy dziecka to: motywacja wewnętrzna (!), podejście rodziców (zalecane zrównoważenie dyrektywności z niedyrektywnością), czynniki neurologiczne (język nie rozwija się w oderwaniu od innych funkcji poznawczych) i ogólny rozwój motoryczny.

0 2526
 lekarz
Przychodzi baba do lekarza.
— Panie doktorze, proszę mnie leczyć.
— Dobrze, dobrze. To ja panią zbadam.
— Ależ, nie, nie! Ja już zostałam zbadana przez pana doktora Jajeczkę.
— No tak, ale skoro ja mam panią leczyć, to też muszę się zapoznać z historią choroby, zlecić ewentualnie dodatkowe badania…
— Oj, nie, nie! Pan Jajeczko postawił diagnozę i on mnie zna, wszystkie moje choroby i niedomagania i on panu napisze, jakie mi trzeba zapisać leki.
— Och! Rozumiem, że nie chce mnie pani dopuścić do procesu diagnozy…
— No tak! Przecież mnie pan nie zna. A pan Jajeczko zna mnie już dwa lata i on dobrze wie, jakich mi trzeba leków. I ja chcę, żeby mi je pan przepisał, ja tu będę zaglądać regularnie i będę sprawdzać, czy aby na pewno wszystkie nazwy zgadzają się z tym, co tam pan Jajeczko zapisał. No i chciałabym, żeby pan przynajmniej raz w tygodniu jeździł na konsultacje do pana Jajeczki, bo on będzie sprawdzał, czy pan umie leczyć. I od tego warunku nie odstąpię!

— Aha. Rozumiem, że naszą współpracę widzi pani w ten sposób, że ja jako lekarz drugorzędny…
— Nie musi pan tak tego odbierać. Ja przecież nie mówię, że się nie zgadzam na to, by pan wyrażał swoje zdanie, ale nie może być tak, że pan mi coś zapisze bez konsultacji z panem Jajeczką. Bo jeśli pan Jajeczko każe mi, na przykład, chodzić na spacery raz dziennie, a pan uzna, że mogłabym dwa razy dziennie, to mogą się przecież panowie spotkać i twarzą w twarz porozmawiać — jeśli ma pan odwagę. No i jeśli się pan Jajeczko zgodzi, to ja będę spacerować choćby pół dnia.
— Hmm… Cieszę się, że jasno określiła pani swoje warunki. Nie podejmuję się leczenia pani. Satysfakcji zawodowej nie miałbym żadnej, gdyby mnie pozbawiono odpowiedzialności za własne decyzje.
— Ależ to nie chodzi przecież o pańską satysfakcję zawodową, ale o moje zdrowie. Co, pan!
— No tak…
A teraz chwila refleksji. Przytoczona, zmyślona historia ma zobrazować kuriozalność rozmowy, w jakiej ja sama miałam okazję uczestniczyć. Pewna instytucja zaproponowała mi prowadzenie zajęć z małym dzieckiem. Zgodziłam się i umówiłam na rozmowę z rodzicem. Tenże dobrze wiedział, czego ode mnie oczekuje, a co mnie się wydało nie do przyjęcia. Ktoś chciał mnie pozbawić kompetencji, uprawnień (i po cóż ci ten dyplom, idiotko!) i odpowiedzialności zawodowej.

I tak sobie myślę, że historia z lekarzem i babą zakończyłaby się pewnie tym, że lekarz by tę babę wyśmiał. Jak zareagowałby logopeda?  Ja umowy nie podpisałam. Jeśli jednak ktoś miałby ochotę, służę informacją o wakacie.

2 2787

Będzie stereotypowo, złośliwie, z przymrużeniem oka. Osobom emocjonalnie związanym z tematem, tj. rodzicom, czytanie postu się odradza, by zapobiec ewentualnym skutkom niepożądanym (złość, niezgoda, oburzenie, niepokój, niedowierzanie — właściwe podkreślić, ewentualnie dopisać) i tym samym uchronić autora postu od wdawania się w niepotrzebne nikomu dyskusje.

 Oto sześć najbardziej charakterystycznych typów rodziców, których dzieci uczęszczają na terapie, w tym do logopedy.

1. Rodzice dzieci z autyzmem 
Zdeterminowani, konsekwentni, oczytani we wszelkich zdobytych publikacjach na temat autyzmu, pewni siebie, ale też podatni na manipulację. Jeśli na ich drodze stanie jakiś guru z kategorii „uleczę-wasze-dziecko-tylko-odrzućcie wszystkie leki” — polecą za nim, by „dla dobra dziecka” (taki zwrot dokładany do każdego zdania), poświęcając swoje zdrowie, karierę, życie osobiste, ogólnie mówiąc: życie, walczyć o jego (dziecka) przyszłość. Co zastanawiające nie interesują ich inne terapie, metody, rozwiązania, a nie mając kompetencji, by obiektywnie ocenić proponowane im przez owego guru-terapeutę zalecenia, zdają się na swoją intuicję, padając często ofiarą marketingowych zagrywek.
2. Rodzic Słowem-Maluje-Lecz-Nie-Pracuje
Typ gaduły. Ma plan, dostrzega problem, ale brakuje mu cierpliwości i konsekwencji w działaniu. Podlega zasadzie: „Krowa, która dużo muczy, mało mleka daje.” Nie stosuje się do zaleceń domowych, szybko rezygnuje z terapii.
3. Rodzic Pomysłowy i problem z głowy
 
Ukierunkowany i zainspirowany teorią, odkrywa w sobie pokłady pomysłów na pomoce, gadżety, motywatory. Współdziała ze specjalistą i swoim dzieckiem, by osiągnąć zakładane cele, nie oceniając przy tym krytycznie starań swojej pociechy.
4. Pan/Pani Już-Natychmiast

Zakłada, iż deficyty, niepełnosprawności czy choroby jego dziecka uprawniają go do wszelkich form pomocy. Roszczeniowa postawa powoduje rozkazujący tryb wypowiedzi oraz omijanie trójpaku grzecznych słów: proszę, dziękuję, przepraszam. Na „Ja to muszę mieć na już!” reaguję „spowolnieniem psychoruchowym”.
5. Uniżony niegodny
Uniżony niegodny czuje się w kontakcie z terapeutą niekompetentny. Wynika to być może z relacji, do której przyzwyczaiła Polaków służba zdrowia i którą narzucają pacjentom lekarze. (Nawiasem mówiąc-ja sama niejednokrotnie w nią wchodzę zgodnie z regułą, iż przyjmujemy „gębę”, jaką narzucają nam inni. ) Jeśli dodatkowo nasz pracodawca wymaga noszenia fartucha, przyczynia się do spotęgowania respektu tego typu rodzica wobec nas. Zdarzyło mi się, że rodzic nie przekroczył drzwi, broniąc się tekstem: „Nie mam śmiałości…”.
6. Rodzic Pomyśli-Nie-Powie-A-Świat-Się-Dowie
Oczekiwania niesprecyzowane wprost bądź nieadekwatne do możliwości dziecka rodzić mogą niezadowolenie rodzica, który wyrazić je może nieprzychylną opinią wśród swoich znajomych. Dla specjalisty firmującego się własnym nazwiskiem będzie to większym ciosem niż takiego, którego chroni zakład pracy, np. szpital.

0 2456
nie-mowic
Oznajmiła mi mama mojego kilkuletniego, niemówiącego ucznia, że zrobiła mu badanie „czy dziecko będzie mówić”. Zdziwiona, zaczęłam dopytywać o szczegóły. Na badanie, będące jakimś rodzajem neuroobrazowania mózgu, wysłał dziecko neurolog. Myślenie mamy na pozór może wydawać się zrozumiałe: sprawdzą, czy ośrodek mowy w mózgu jest i się zagadka rozwiąże. Na szczęście nie jest to wszystko takie proste.

Do dzisiaj nie został rozstrzygnięty spór między zwolennikami lokalizacyjnej i antylokalizacyjnej teorii funkcjonowania mózgu. Powstały także inne teorie i w każdej doszukać się można wytłumaczenia wielu zjawisk, ale i „dziur”, rodzących sceptycyzm. Pacjenci po udarach są dowodem na to, że nawet uszkodzenie części mózgu, odpowiadającej za daną czynność, nie musi oznaczać, że funkcjonalnie nie można jej opanować (plastyczność mózgu). Z drugiej strony prawidłowo rozwinięta część mózgu, odpowiadająca w teorii za daną funkcję, nie jest gwarancją jej nabycia.Nawiązując do przytoczonej we wstępie sytuacji, powiem głośno: nie ma czegoś takiego, jak badanie mózgu, sprawdzające, czy dziecko nabędzie mowę.

Cytując Bożydara L. J. Kaczmarka:

 „Nieporozumieniem jest […] mówienie o ośrodkach ściśle określonych funkcji, gdyż mamy tu do czynienia ze złożonym układem funkcjonalnym, w skład którego wchodzą odległe często struktury mózgowe. […] Techniki te [neuroobrazowania — przyp. PR] wszakże nie mogą wskazać, jaki wpływ ma najprecyzyjniej nawet zlokalizowane uszkodzenie mózgu na funkcjonowanie psychiczne i społeczne chorego”. 

(źródło: Bożydar L. J. Kaczmarek, Mózg a umysł, [w:] Ł. Domańska, A. R. Borkowska (red), Podstawy neuropsychologii klinicznej, wyd. UMCS, Lublin 2011, s. 38-39)

Scenariusz zabawy: Pacynka jest głodna. Ze zniecierpliwieniem zagląda do koszyka, trzymanego przez naszego pacjenta. Ten losuje z niego ilustracje różnych produktów żywnościowych i proponuje je do zjedzenia Pacynce. Ona „pożera” obrazki w stylu Om non nom nom.

Uwagi: Obrazki dobieramy w taki sposób, żeby zawierały potrzebną nam głoskę. W ramach żartu można dołączyć przedmioty, które nie nadają się do jedzenia.

Krótka ściąga:

[ś]: śliwki, maślaki, śledzie, ptysie, siemię lniane, naleśniki, ślimaki, śmietana, kisiel;
[ź]: ziemniaki, zioła, ziarenka;
[ć]: ciastko,  ciasto;

[sz]: gruszki, szpinak, szarlotka, szynka, kasza, groszek, pietruszka, pasztet, musztarda;
[ż]: żaba, rzodkiewka, korzeń imbiru, żur;
[cz]: pączki, czekolada, kurczak, barszcz, tuńczyk, babeczki, szczaw;
[dż]: dżem, drożdżówka;

[s]: słonina, masło, kiełbasa, kabanosy, sałatka, pistacje, smalec, sum, kapusta;
[z]: zupa, pyzy, łazanki;
[c]: cebula, placki, cukierki, pizza;
[dz]: rodzynki;

[r]: piernik, rolada, rosół, sernik, ser, ryba, parówki, pomidory, papryka, marchewka, krewetki, pierogi, krokiety, makaron, ogórek, kremówka;

Jeśli macie więcej pomysłów — podzielcie się w komentarzach:)

Moja Pacynka pochodzi od Moowi.

Zdolność mówienia zawdzięcza człowiek ewolucji. Gdyby nie ona, narządy nazywane mownymi, służyłyby jedynie do jedzenia. Taka codzienna — na pozór zwykła — czynność jak karmienie, może stać się inwestycją w rozwój mowy naszego dziecka. Inaczej mówiąc: niewłaściwe karmienie jest zaprzepaszczeniem szansy na trening motoryczny w obrębie jamy ustnej, sprzyjający prawidłowemu mówieniu.

Co kryje się pod słowem „niewłaściwe” z punktu widzenia logopedycznego? Przede wszystkim — w nieodpowiedniej pozycji. Jeść powinniśmy tylko w pozycjach wysokich — pamiętacie upomnienia mamy z dzieciństwa: „Nie jedz na leżąco!”? Warto je sobie przypomnieć, kiedy mamy małe dzieci. Najkorzystniej jest wówczas gdy głowa, barki i miednica utrzymują się w linii prostej, a kolana na tej samej wysokości, co biodra. Jak przyjąć taką pozycję? Pomysłów może być wiele, włączając w to specjalne techniki wspomagające. Zakładając, że mamy zdrowe dziecko, może to być pozycja siedząca w krześle dostosowanym do wysokości dziecka (nóżki nie „dyndają” w powietrzu).
Podczas karmienia warto mieć na uwadze także to, że dziecko powinno w owym rytuale brać czynny udział. Nie wystarczy dobrowolne otworzenie ust. Podczas jedzenia łyżeczką to ono ma zbierać z niej pokarm górną wargą. Jest to ćwiczenie, które wpłynie na jej sprawność. Wycierając jedzenie o górną wargę dziecka albo wlewając mu je do ust, zabieramy mu nie tylko możliwość ćwiczenia mięśni labialnych, ale odbieramy rolę w czynności, która mogłaby dostarczyć mu poczucia sprawstwa. Jeśli dziecko będzie bierne, nie poczuje satysfakcji z efektu na poziomie wyższym niż zaspokojenie głodu. Aby umożliwić dziecku samodzielny pobór pokarmu z łyżeczki, trzeba podawać ją na wysokości oczu (przeciwdziałając odchylaniu głowy do tyłu) i oprzeć ją na dolnej wardze. W przypadku różnych zaburzeń, logopeda zaleca stosowanie technik wspomagających (np. kontrola żuchwy, środka języka, naciskanie łyżeczką na środek języka itp.).
Warto także wiedzieć, że gryzienie — które powinno zostać opanowane jako kolejna po łyżeczce, funkcja pokarmowa — również ma wpływ na sprawność narządu mowy. Przeciwdziałając wadom wymowy o podłożu motorycznym, trzeba umożliwiać dzieciom także żucie (świeża skórka chleba, twarde mięso).
Sposób karmienia jest niedocenianym a wielce znaczącym czynnikiem, mającym wpływ na jakość mowy naszego dziecka.

0 3841

W związku z faktem, iż do mojego zbioru pomocy dołączyły urocze pacynki, zmotywowałam się do wymyślenia nowych wierszyków. Dzisiejszy służy utrwalaniu głoski [sz] w wyrazach. Pacynka pełni rolę sepleniącego, którego to nasze dziecko ma za zadanie nauczyć mówić wspomnianą głoskę. Konieczne wydaje się opatrzenie słów obrazkami, aby nasz uczeń (pacjent?) właściwie je zrozumiał (przykładowo – szale, element garderoby, a nie sale, pomieszczenia). Po ilustracje odsyłam do Google grafika:)

Rymowanka w wersji tekstowej:
Mam problem taki –
Pomóż mi, proszę:
Naucz mnie mówić:
Safa oraz grosek.
Kłopot mi jeszcze
Sprawia czasami
Sal, sale, o salu,
Z salami.
Lecz to nie wszystko.
Problem mój bowiem
Dotyczy ponadto słów,
Które powiem:
Syja, snurek, selki, sary itp.

 

Pacynkę z grafiki znajdziesz tu.

 

0 3376
Z pacynek – jako formy urozmaicenia zajęć – korzysta wielu nauczycieli i terapeutów. Jedna z firm – Moowi – stworzyła takie, które dedykuje specjalnie logopedom. Czymże się one wyróżniają? Otóż – posiadają język i zęby. Właściwość tę wykorzystać można zatem przy ćwiczeniach nie tylko artykulacyjnych, ale także, jak wylicza producent – „ćwiczeniach połykania, naśladowaniu dźwięków, powtarzaniu słów, nauce kolorów, kształtów, nauce czytania […]  w opóźnionym rozwoju mowy, upośledzeniu umysłowym, autyzmie i terapii niepłynności.” Możliwości jest wiele, a ograniczeniem jedynie wyobraźnia logopedy:)

 

Mój pomysł na pracę z pacynką? Logopeda mówi, przywołując uwagę dziecka: „Uwaga! Uwaga! Moowik (imię pacynki) zadanie ma!”. Następnie pacynka: „Powiedz (Zrób) dokładnie to co ja!” (i tu demonstracja).
Zdjęcia pacynek pochodzą ze strony producenta.

0 6483
Kiedy – przy zakładaniu zeszytów logopedycznych dla dzieci – wklejałam podpisy na okładki oraz zakładałam kartę sukcesów, koleżanka psycholog wpadła na pomysł, żeby zrobić wspólny zeszyt logopedyczno-psychologiczny. Napisała zatem wierszyk motywacyjny, który dokleiłyśmy na okładki. Zamieściłam go dla Was – za jej niepisemną zgodą:)
Zobaczcie także:

 

Źródło zdjęcia: Sylwia Stopyra, album na facebooku: „Torty”

Śniadanie wojowniczych żółwi ninja

(opowiadanie logopedyczne z myślą o utrwalaniu głoski [ś] i — tak przy okazji — z edukacją prozdrowotną:D)
Pewnego dnia Donatello obudził się okropnie głodny. Otworzył oczy i skierował wzrok w stronę pizzy leżącej na stole.
— Mam już dość takiego jedzenia. Musimy zacząć odżywiać się lepiej — powiedział z przekonaniem.
— Masz rację. Zjedzmy na śniadaniecoś zdrowego. — zgodził się Leonardo.
Śniadanie? — ucieszył się Michelangelo.
Śniadanie! — przytaknął Leonardo. — Ja proponuję siemię lnianei płatki owsiane, a to wszystko zalane jogurtem wiśniowym.
Sie co? — zapytały przerażone żółwie.
Siemię lniane. Powtórzcie: siemię lniane, płatki owsiane, jogurt wiśniowy — poinstruował żółwie Leonardo.
Siemię lniane, płatki owsiane, jogurt wiśniowy — powtórzyli zgodnie wojownicy.

Rafaello podrapał się po plecach swoimi sztyletami, po czym bez entuzjazmu zaproponował:
Może lepiej lody śmietankowe?
Ekstra! — Michelangelo wyraził zachwyt dla jego pomysłu.
No co ty! Na śniadanie lody? — skarcił go Leonardo.
W takim razie kupmy śledzie! — ożywił się Rafaello.
Śledzie na śniadanie? — pozostałe żółwie nie kryły zdziwienia.
Śledzie na śniadanie— przytaknął Rafaello.
Śledzie na śniadanie? — ponowiły pytanie żółwie.
Rafaello zajrzał pod łóżko, po czym wyciągnął wiązkę suchej trawy.
Mogę wam zaproponować jeszcze to — powiedział pokazując na wyciągniętej dłoni owe znalezisko.
Siano? — zapytał odkrywczo Donatello — To ja już wolę pizzę.
Stawiam na ptysie — rozmarzył się Michelangelo.
Ptysie? A co to takiego? — zapytał Leonardo.
Takie ciasto z bitą śmietaną— poinformował go Michelangelo.
Nic z tych rzeczy — spokojnie powiedział mistrz Drzazga, przerywając swoją medytację — przyniosłem wam przesyłkę od April O’Neil.
Żółwie z zaciekawieniem wzięły do rąk papierowe torebki. Jak myślisz — co zdrowego przygotowała im na śniadanie znajoma dziennikarka?
 
Geneza opowiadania: Kacpra fascynują superbohaterowie, w tym żółwie ninja. Opowiadanie wymyślone „na poczekaniu” — na zamówienie mojego czterolatka. Elementy edukacyjne przemyciłam wbrew oczekiwaniom zamawiającego („Tylko nie uczmy się!” hmmm…. zastanawiające…). Kiedy dwóch moich synów padło ze zmęczenia, kończąc kolejny ruchliwy (to jest to słowo, które opisuje ich najbardziej) dzień — spisałam „przygodę żółwi ninja”. Imiona w wersji z mojego dzieciństwa, przy czym, wydaje mi się, że mistrza Drzazgę znam jako Splintera. Drzazgą nazywany był w komiksie, który wypożyczyliśmy z Kacprem w bibliotece. Tam też Rafaello pisany był przez „f”, a nie „ph”. Nie omieszkam dodać w tym momencie, że najgorszą, moim zdaniem, wersją imion dla żółwi ninja jest opcja z 2012 roku: Leo, Donnie, Mickey, Raph. 
 
Kacprowi opowiadanie się podobało.
 
„A teraz opowiedz mi to samo, tylko inny odcinek.”

 
Jestem zwolennikiem stosowania komunikacji wspomagającej nie tylko u dzieci z opóźnieniem rozwoju mowy, ale także u tych rozwijających się w odpowiednim tempie. Jako że mój osobisty czternastomiesięczny Tymek jest w okresie nabywania mowy, zdarza mi się wspomagać jego komunikację poprzez wprowadzanie gestów. Wczoraj przy okazji zabawy na podwórku wprowadziłam mu kolejny gest – wymyślony spontanicznie, oznaczający „jeszcze”. Pchałam go na rowerku, co sprawiało mu wielką radość. Co jakiś czas przerywałam naszą zabawę i pytałam, czy chce „jeszcze”, ilustrując to słowo wymyślonym gestem. Tymek przyglądał mi się podejrzanie, uniósł rączki na wysokość oczu i spróbował je zgiąć w taki sam sposób jak ja. Po skończonej zabawie, weszliśmy do domu i udaliśmy się do kuchni. Tymek zobaczył na stole czekoladowy płatek kukurydziany. Zjadł go czym prędzej, po czym stanął przede mną i wykonał gest „jeszcze”. Czułam się zaskoczona tym, że tak szybko załapał nowy gest i jednocześnie dumna z niego, że umiał wykorzystać go w sytuacji naturalnej, z własnej inicjatywy.
Dzisiaj rano po śniadaniu (jajecznica) popatrzył na pustą miseczkę, następnie na mnie i wykonał gest „jeszcze”. Kiedy opowiadałam o wszystkim mojej mamie — Tymek, przy słowie „jeszcze” wymówionym przeze mnie, pełen dumy zaprezentował nauczony gest babci.
Celem wtajemniczenia:
 
Tymek, poza nowym „jeszcze”, z upodobaniem używa gestu „nie”, „nie ma”, wskazuje palcem, uwielbia robić „pa pa”, „a sio!” (przy okazji przeganiania kur od sąsiada i od wczoraj odganiania much). Uzupełnia tym niewielki, jak na razie, zasób słów: mama, tata, tu, miał, hau, bam, brum. Próbuje naśladować słyszane dźwięki, wchodzi w zabawy naprzemienne. Rozumie polecenia złożone (nie mogę się powstrzymać od testowania go na każdym kroku). Wskazuje nazwane przedmioty na rysunkach realistycznych, wyodrębnia je także z całości.

0 3169
Pisałam już kilka razy o zabawkach/książeczkach dla dzieci, których nie robił żaden pedagog. Dzisiaj popatrzcie na to:

Mój osobisty czterolatek z podekscytowaniem odpowiadał na pytania-zagadki, aż nagle jego czepiająca się mama-logopedka zobaczyła kartę z podejrzanym przykładem. Małym dzieciom nie powinno się serwować zadań, co do których mogą mieć wątpliwości sami dorośli.
Dlaczego MIOTŁA nie jest właściwym słowem ilustrującym użycie głoski [m] w nagłosie?
Można ją bowiem wymówić tak: [mʹi ̯ota], albo – rzadziej, ja tak nie umiem – [m’ota].
I gdzie tu jest głoska [m]? Ano nie ma! Jest za to [m’]. Takaż to nieścisłość!

0 4619
A zaczęło się od tego, że strugałam kredki i patrząc na wypadające z zastrugiwaczki (tak, tak, na Podkarpaciu używamy „zastrugiwaczek”:p) obierki – znów zrodziła się we mnie myśl z kategorii: „Przecież nie może się zmarnować”. Tak powstała Bronka, potem Kryśka, a w końcu bajka;)Zanim ją przeczytacie – poznajcie główne bohaterki.
Bronka ma sukienkę z kolorowych kredek, różowe policzki, czerwone usta, czerwone buty i kolorowe włosy.
rysunek do utrwalania głoski [r]


Kryśka wygląda podobnie, z tym, że na jej włosach dominuje czerwony z pomarańczowym.

rysunek do utrwalania głoski [r]

Do czego mogą się przydać karty w ową Bronką i Kryśką? Odpowiedź w tytule: do utrwalania głoski [r].

Przydałaby się jeszcze jakaś historia:)

Dawno, dawno temu w  Królestwie Kolorowym żyły sobie dwie sprytne księżniczki: Bronka i Krysia. Codziennie rano ubierały plecaki z zapasem kredek i wyruszały do pracy: kolorowały świat. Dzięki nim wszystkim mieszkańcom królestwa żyło się, po prostu, kolorowo. Pewnego razu zły czarownik rzucił zaklęcie na Królestwo Kolorowe, czym sprawił, że wszędzie zapanowała ponura szarość. Bronka i Krysia nie poddały się. Zaczęły wertować magiczne księgi w poszukiwaniu zaklęcia, które mogłoby odwrócić czary okrutnego maga. „Mam!” – krzyknęła Bronka strzepując kurz z pożółkniętych kart magicznej księgi. „Czytaj, Bronka, ja będę powtarzać. Niech świat znów stanie się kolorowy!”. Bronka wyprostowała się, poprawiła włosy i znacząco popatrzyła na Krysię. Czuła znaczenie chwili. „Uwaga! Czytam, Krysiu, powtarzaj za mną: tran, trąbka, trema, trawa…” Krysia w skupieniu mówiła za Bronką: „Tran, trąbka, trema, trawa„. Bronka czytała dalej: „trudno, tragicznie, droga, druga, dredy, draka, kran, krem, krupa, praca, prawnik, proca, Praga, prrrrrr„. Nagle szarobure pomieszczenie zaczęło nabierać kolorów. Bronka wyjrzała przez okno. „Tak! Tak! Super! Udało się!” – wykrzyczała swoją radość. W królestwie znów było kolorowo.
I w wersji graficznej:

0 2193
Nazywa się Pusia. Dostałam ją od Emilki. Dziękuję:)

 

1 4303

I odpowiedź na pytane: „Po co?”

Wklejam taki wierszyk na ostatnią stronę w zeszycie logopedycznym i po każdych zajęciach wpisuję z datą, co się danemu dziecku tego dnia udało. Skupiam się na małych sukcesach, bo pracuję z dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną. One przeważnie dążą do unikania porażek, dlatego takie dowartościowanie przydaje im się. Rodzicom zresztą też. Ponadto – jest to też informacja dla rodziców na temat przebiegu terapii.