Mojemu Kacprowi udzieliło się zbieractwo. Zainspirowany programem Art Attack radzi przy próbach wyrzucenia różnych rzeczy: „Zostawmy to, jeszcze coś z tego zrobimy.” Dzisiaj przekonałam się, że nawet stare zakrętki mogą okazać się przydatne matce-logopedce. A było to tak: Siedziałam na podłodze z Kacprem. Między nami leżały sylaby, które chciałam z nim utrwalić. Niespodziewanie zrodził mi się pomysł na grę. Sylaby (zalaminowane kartki) włożyłam do zakrętek od słoików. Co z tego wynikło?
W pierwszej wersji gry siedzieliśmy naprzeciwko siebie w sensownej odległości i zbijaliśmy swoje zakrętki (po uprzednim odczytywaniu sylab). Zakrętki wprawiane były w ruch … pstryczkiem (palec wskazujący + kciuk).
Wersja druga polegała na wprawianiu w ruch liniowy zakrętek w taki sposób, aby trafić do bramki (u nas przestrzeń między kremem a wodą utlenioną).
Kacper był zachwycony. „Lubię te twoje gry” — skomentował.
Do zakrętek włożyć można także obrazki (na przykład przy okazji utrwalania głosek). Taką wersję planuję na następny raz.
Logopedzi to naród mistrzów wykorzystania „niczegoś” do „czegoś” 🙂 Ja ostatnio przeraziłam się ilością zachomikowanych pudełek wszelakiej maści i wielkości 🙂
PS. Też lubię oglądać Art Attack 😉
He he, chyba coś w tym jest;) Ja wśród swoich — po prostu — ginę.