Wczesne Wspomaganie Rozwoju

kolorowanki

Drugiego dnia rodzinnego chorowania, kiedy na skutek spadku temperatury byłam w stanie cośkolwiek myśleć, postanowiłam zapewnić swoim dzieciom (sztuk dwie) jakąś rozrywkę. Toż to mają matkę w domu jedynie popołudniami i od święta, znaczy się żadna rewelacja. Zaproponowałam rysowanie: na siedząco, można w łóżku, z oparciem, da się i z gorączką. Pomysł został zaakceptowany. Największą radość sprawiłam samej sobie, tworząc kolekcję kilku dziewczyn, no i jednego chłopaka (słowo „chłopiec” nie przejdzie mi nigdy przez gardło, fuj, fuj!) do utrwalania głosek — etap różnicowania z substytutami.

Do rzeczy: do pobrania radosne dziewczyny (i jeden rodzynek) w formie PDF tutaj: https://drive.google.com/file/d/0B0hobbTy46yoeGVGNlJMU3AtVGM/view?usp=sharing (wszystko w kupie) lub pojedynczo poniżej bądź z fb.

 

kolorowanki-1 kolorowanki-8  kolorowanki-9 kolorowanki-2

napisy

Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 24 lipca 2015 roku w sprawie warunków organizowania, wychowania i opieki dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnych, niedostosowanych społecznie i zagrożonych niedostosowaniem społecznym wiąże się dla wielu z nadzieją na zwiększenie szans edukacyjnych wielu uczniów. Szczególną radość przeżyli rodzice dzieci z autyzmem i Zespołem Aspergera w związku z umożliwieniem  zatrudniania przez szkoły pomocy nauczyciela lub/i asystenta. Mnie lektura wspomnianego rozporządzenia ucieszyła z innego powodu.

MEN zmusza do czytania orzeczeń

Ustawodawca zwraca kilkukrotnie uwagę na konieczność uwzględniania zaleceń zawartych w orzeczeniu. Przy założeniu, że są one sensowne (choć różnie z tym bywa) uczeń ma większą szansę na otrzymanie wsparcia, jakiego naprawdę potrzebuje. W rozporządzeniu pojawia się nawet konkret:

— dla dziecka niewidomego nauka orientacji w przestrzeni i poruszania się oraz nauka systemu Braille’a lub innych alternatywnych metod komunikacji;

— dla dziecka z autyzmem lub zespołem Aspergera zajęcia rozwijające umiejętności społeczne, w tym umiejętności komunikacyjne.

Dlaczego ustawodawca zmuszony był podać taki konkret? Moim zdaniem wynikało to z sytuacji, w których dzieci uczęszczały na konkretne zajęcia tylko dlatego, że akurat takiego specjalistę zatrudniała szkoła. Znam przypadki, kiedy to dzieciom z autyzmem przyznawano zajęcia korekcyjno-kompensacyjne (inaczej mówiąc: uczymy się czytać i pisać), co się nijak, moim zdaniem, miało do ich deficytów.

AAC dla dzieci z afazją

To, co zwróciło moją uwagę, to informacje dotyczące zaleceń dla dzieci z afazją. Minister Edukacji Narodowej zaleca bowiem: dla ucznia niesłyszącego lub z afazją nauka języka migowego lub innych alternatywnych metod komunikacji.

I tu się pojawia termin alternatywne metody komunikacji, budzący strach rodziców i co niektórych specjalistów (nawiasem mówiąc tylko tych, którzy wiedzę o nich opierają na błędnych przekonaniach i stereotypach, czymś na kształt wiedzy ludowej, a nie badań naukowych). Wspomaganie komunikacji jako sposób wspierania nauki mowy może ją skutecznie przyspieszyć (potwierdzeniem są badania Bukhart, Acredolo, Millar, Light, Schlosser, Wendt i in.,  por. Alina Smyczek, Wykorzystanie znaków Makatonu przez terapeutów i rodziców we wczesnym wspomaganiu rozwoju, [w] Bogusława Beata Kaczmared (red). Makaton w rozwoju osób ze złożonymi potrzebami komunikacyjnymi, Kraków 2014), wyeliminować niektóre zachowania agresywne powstałe z powodu bycia niezrozumianym czy wesprzeć poczucie wartości dziecka. Pozwoli ponadto na lepsze wykorzystanie potencjału poznawczego.

Nieuzasadnione obawy, błędne przekonania i teorie, których nie ma

„Badacze i praktycy twierdzą zgodnie, że wszelkie formy AAC nie są i nie mogą być traktowane jako opcje ostateczne, kiedy wszystkie inne „rodzaje terapii” już zawodzą.” (Alina Smyczek, dz. cyt. s. 46)

Alina Smyczek podkreśliła zgodność badaczy i praktyków w sprawie AAC, czym dała do zrozumienia, że inne zdanie w tej kwestii mają jedynie ci, którzy z komunikacją alternatywną i wspomagającą nie mają nic wspólnego. Obawy okazują się w świetle badań nieuzasadnione.

„Nie ma żadnych badań czy teorii naukowych, które dowodziłyby jakichkolwiek negatywnych konsekwencji stosowania metod AAC” (Bogusława Beata Kaczmarek za: Jolanta Kazanowska, Wykorzystanie gestów systemu Makaton we wspomaganiu komunikacji i rozwoju mowy dzieci niemówiących, [w:] B. Kaczmarek (red.), dz.cyt.)

I tutaj od razu dopowiem: poglądy (dotyczące negatywnego wpływu AAC na rozwój mowy) osób, będących autorytetami w wielu dziedzinach z uwagi na zajmowane stanowisko naukowe, NIE odnoszą się do żadnych badań czy choćby teorii naukowych, co najwyżej osobistego widzimisię, ewentualnie śmiem uważać.

Znajoma psycholog podzieliła się ze mną informacją, że dla jej wykładowców na studiach  oczywistym było, by dzieci mało mówiące wspierać alternatywną bądź wspomagającą komunikacją i dlatego dziwią ją dyskusje logopedów w tym temacie.

W jaki sposób AAC wspiera rozwój mowy?

Pod terminem AAC mieści się mnóstwo metod — opierają się najczęściej na obrazkach (forma graficzna) lub gestach. Te drugie mają niewielką przewagę z uwagi na to, iż do ich używania wystarczą ręce — co w praktyce nie jest jednak wystarczające (trudności w nauce mogą dotyczyć małej sprawności manualnej, niskiej zdolności do naśladownictwa itp.).

Na przykładzie stosowania gestów przedstawię krótko korzystny na rozwój mowy wpływ AAC (szerzej odniosę się do tematu w osobnym poście).

 Badania Goldin-Meadow dowodzą, że gesty budują w umyśle struktury systemowe takie jak mowa.

„Budowanie w umyśle systemowych struktur komunikacji w wyniku używania gestów jest możliwe, ponieważ te same obszary mózgu przetwarzają mowę (język) i gesty służące komunikacji. Lewa półkula mózgu wyspecjalizowana do przetwarzania informacji lingwistycznych, a nie przestrzennych, traktuje gesty na równi ze słowami. (Goldin-Meadow, [za:] Jolanta Kazanowska, dz.cyt)

Badania Rowe i Goldin-Meadow dowodzą ponadto, że: „im więcej gestów używają do komunikacji dzieci w drugim roku życia, tym większy zasób słownictwa mają w wieku trzech i pół lat.” (Rowe, Goldin-Meadow, [za:] Jolanta Kazanowska, dz.cyt., s. 70).

Nie wiem, czy są badania, odnoszące się bezpośrednio do wpływu AAC na rozwój mowy dzieci z afazją. Są natomiast takie, w których ocenie poddano osoby dorosłe. Wyniki wskazują na znaczącą poprawę zdolności nazywania dzięki terapii gestowej ((Rodriguez, Raymer, Rothi, [za: Małgorzata Rutkiewicz-Hanczewska, Komunikacja niewerbalna w afazji oraz sposoby jej wspomagania systemem Makaton jako forma terapii językowej, [w:] B. Kaczmarek, dz.cyt.)

Jakaż wielka jest moja radość z tego powodu, iż zasadność użycia AAC w terapii dzieci z afazją została dostrzeżona i zapisana w Rozporządzeniu MEN. Logopedzi zostali zobligowani bowiem do wprowadzenia AAC jako praktyki uznanej za standard, coś wręcz oczywistego: dla niewidomego alfabet Braille’a, a dla afatyka AAC.

0 6768

komunikacja2

Jaki wpływ na rozwój psychiczny dziecka ma dobór słów przez rodzica? Czy konstrukcja zdań ma znaczenie? W jakich sytuacjach zachowania słowne stają się rodzajem przemocy? O mocy słów rozmawiałam z Mariolą Piróg, psychologiem.

Patrycja Bilińska: Słowa mają moc. Nie jest to tylko oderwana od życia metafora, ale zasada rządząca naszymi zachowaniami. Jak dobór słów przez rodzica wpływa na rozwój psychiczny dziecka?

Mariola Piróg: Zgadza się. Słowa mają moc to znaczy —  albo pozwalają góry przenosić, albo ranią, pozostawiając blizny. Wiedzę o sobie samym oraz otoczeniu czerpie dziecko w głównej mierze z komunikatów, jakie słyszy od rodziców i innych osób znaczących.  To dorośli stanowią dla niego tak zwane lustro społeczne, więc  głównie od nich zależy rozwój osobowości młodego człowieka.

 Już przed urodzeniem dziecko może być postrzegane jako partner w „rozmowie”. Mam tu na myśli rozmowy rodziców z nienarodzonym jeszcze dzieckiem (także te w myślach), budowanie wyobrażeń oraz uczenie się znaczenia jego ruchów. Tak więc od samego początku dla prawidłowego rozwoju dziecka ogromne znaczenie mają pozytywne komunikaty kierowane do dziecka typu  „Kocham Cię”, „Dasz radę”, „Wierzę w Ciebie”. Budują one w dziecku poczucie własnej wartości oraz świadomość, że są kochane i wspierane. Jednym słowem, dają dziecku moc do podejmowania nowych wyzwań i pokonywania trudności.

Rodzice, którzy nie są nastawieni na dialog z dzieckiem, a jedynie na „wypełnianie roli rodzica” w swoich wypowiedziach najczęściej skupiają się na nadzorowaniu, ocenianiu i wydawaniu poleceń. Dziecko, które ciągle słyszy od osób znaczących, że jest niegrzeczne, nieporadne i nie da sobie rady w jakichś dziedzinach, przyjmuje to za pewnik. Takie określenia stają się częścią jego wyobrażenia o sobie samym i zaniżają poczucie własnej wartości. W konsekwencji ten młody człowiek staje się nieśmiały, wycofany w relacjach z innymi, nie wierzy, że ktoś go może autentycznie polubić. Mniejsza ciekawość otaczającego świata przekłada się również, niestety, na gorszy rozwój poznawczy.

Ogólnie można powiedzieć, że wypowiedzi rodziców (i innych dorosłych osób znaczących) mogą wspierać prawidłowy rozwój dziecka we wszystkich sferach albo go zaburzać.

 PB: Czy równie ważna jak słownictwo jest konstrukcja zdań?

MP: Sam sposób konstrukcji zdań może mieć znaczenie dla jakości komunikacji. Mam tu na myśli głównie stosowanie komunikatów typu „ja”, zamiast oceniania bezpośrednio dziecka – na przykład „(Ja) chciałabym, żebyś przestał biegać i usiadł przy stole” zamiast ogólnego zwrotu „Jesteś niegrzeczny”. Zwłaszcza, że dziecięca potrzeba ruchu jest rzeczą naturalną, a nie wynikiem chęci zrobienia na złość rodzicom.

Warto zwrócić także uwagę, że skuteczniejsze od „Nie biegaj” jest zdanie „Przestań biegać”, a od „Nie upuść szklanki” jest „Trzymaj szklankę”. Dzieję się tak dlatego, że umysł ludzki na poziomie nieświadomym nie rejestruje zaprzeczeń. Zatem mówienie dziecku, żeby czegoś nie robiło najczęściej przynosi odwrotny efekt. W drugim przypadku otrzymuje ono precyzyjny komunikat, co zwiększa prawdopodobieństwo, że zastosuje się do poleceń rodzica.

Z kolei słowo „spróbuj”, wbrew pozorom, zamiast zachęcić do działania i dawać wsparcie — programuje porażkę. Lepszy rezultat da więc zdanie „Posprzątaj swój pokój przed kolacją” niż „Spróbuj posprzątać swój pokój przed kolacją”.

Innym przykładem tego jak sposób konstrukcji zdań wpływa na odbiór przekazu słownego przez dziecko jest stosowanie implikacji „ale”. W zdaniu spójnik ten sprawia, że pierwsza część zostaje niejako unieważniona. To znaczy, że ze zdania rodzica „Twój rysunek jest bardzo ładny, ale użyłaś w nim mało kolorów” dziecko odbierze głównie informację, że z jego rysunkiem jest coś nie tak. Natomiast, kiedy usłyszy od rodzica „Twój rysunek jest bardzo ładny, pomimo że użyłaś w nim mało kolorów” skupi się przede wszystkim na pierwszej części zdania i będzie mogło poczuć  się dumne.

 PB:  Jakie inne czynniki mają znaczenie w komunikacji rodziców z dziećmi?

MP: Równie ważny jak samo słownictwo i sposób konstrukcji zdań (przekaz werbalny) jest przekaz niewerbalny, czyli to co rodzic komunikuje przez swoją mimikę, napięcie twarzy, ton głosu, czy określone gesty. Znaczenie ma tu przede wszystkim spójność tego, co rodzic mówi z (nie zawsze świadomymi) zachowaniami w interakcji z dzieckiem. Już niemowlęta są w stanie „odczytać” nastrój rodzica i adekwatnie na niego zareagować. Warto pamiętać, że dziecko szybko uczy się, które zachowania czy gesty rodzica oznaczają tak naprawdę dezaprobatę, choć z jego wypowiedzi wynika, że zgadza się na określone zachowanie oraz które gesty mówią o przyzwoleniu choć rodzic werbalnie zakazuje danego zachowania. Przykładowo, kiedy matka mówi: „Dobrze, zostaniemy jeszcze na placu zabaw” i wypowiada to zadnie ze zdenerwowaniem, bo ma jeszcze zakupy do zrobienia, sprzątanie itp., dziecko otrzymuje dwa sprzeczne ze sobą komunikaty. Sytuacja taka rodzi w dziecku dezorientację – z jednej strony chciałoby się jeszcze pobawić z kolegami,  z drugiej czuje, że matka jest już zła i chce wracać. Taka pozorna pobłażliwość i (często bardzo subtelne) oznaki braku akceptacji mogą nawet sprawić, że dziecko poczuje się niekochane, stanie się przygnębione, pojawi się uczucie niepewności, a w efekcie potrzeba sprawdzania prawdziwych uczuć rodziców. Jeśli takie sytuacje powtarzają się często i przez dłuższy okres czasu może u dziecka zrodzić się wątpliwość, czy jego rodzic jest szczery, uczciwy i godny zaufania – a to już rzutuje na cały rozwój psychospołeczny i emocjonalny dziecka.

PB: „Ale z ciebie fajtłapa! Nie rycz, nie bądź baba! Przecież nic się nie stało, a ty robisz z tego wielką tragedię!” Jak ocenisz taką wypowiedź rodzica do dziecka?

 Tak jak mówiłyśmy na początku naszej rozmowy: słowa potrafią też bardzo ranić i niszczyć psychikę młodego człowieka.  Może się zdarzyć, że rodzice nie mają złych intencji i chcą jedynie „odpowiednio” wychować swoje dziecko. Z własnego dzieciństwa wynieśli jednak określone wzorce zachowań, więc nie zdają sobie sprawy, jakie konsekwencje dla rozwoju niesie ze sobą pozornie błahe pocieszenie „Nie rycz, nic się nie stało”. W tym przypadku dziecko otrzymuje komunikat, że jego uczucia są nieważne i nieprawdziwe.  Jest to niestety wynik dawnego postrzegania wychowania polegającego na stawianiu wymagań i oczekiwaniu bezwzględnego posłuszeństwa. Myślę, że wielu z tych rodziców przy dobrych chęciach, odpowiedniej edukacji i uświadomieniu sobie pewnych mechanizmów rozwojowych byłaby w stanie popracować nad swoimi wypowiedziami tak, aby wspierały one dziecko w rozwoju, a nie go ograniczały.

Jednak, kiedy rodzic używa takich słów świadomie w stosunku do dziecka jest to nic innego jak forma przemocy psychicznej – równie dotkliwa jak fizyczna, jednak o wiele trudniejsza do wykrycia. Przemoc słowna odbiera dziecku godność, poczucie bezpieczeństwa i rodzi w nim negatywne wyobrażenie o sobie samym. Wmawianie dziecku, że jest fajtłapą sprawi w końcu, że przyjmie ono postawę zgodną z opiniami rodziców i wyrośnie na nieradzącego sobie zupełnie w życiu dorosłego. Tak zbudowany negatywny obraz siebie boli przez całe życie. Tacy rodzice przeważnie sami doświadczyli przemocy w dzieciństwie i zwyczajnie powielają schemat. Dobre rezultaty może przynieść tu terapia indywidualna bądź grupowa.

 PB: O czym więc powinni pamiętać rodzice?

Przede wszystkim o autentyczności w relacjach z własnym dzieckiem, zamiast grania roli „surowego” lub „pobłażliwego rodzica” i o budowaniu właściwego dialogu z nim od pierwszych jego chwil.

sowko-na-dzis3

Kiedy zaczynałam pracę jako logopeda, wydawało mi się, że zasypując rodziców stertą kserówek do pracy w domu, osiągnę lepsze i szybsze efekty. Doświadczenie nauczyło mnie, że to założenie jest zgubne. W dzisiejszym poście wyjaśnię dlaczego i zaproponuję skuteczniejszy sposób utrwalania głosek.

Ślimak, rys. Kinga Kulawiecka, http://pracowniabajkowo.pl/
Ślimak, rys. Kinga Kulawiecka, http://pracowniabajkowo.pl/

Ślimak, rys. Kinga Kulawiecka, http://pracowniabajkowo.pl/

Któż nie zna wierszyka-masażyka „Pisze pani na maszynie”? Zabawa wpisuje się w kanon polskich zabaw z małymi (a i chyba tymi większymi też) dziećmi tuż za „Sroczką”, znaną z tego, że łebek urwała i poleciała. Modę na wierszyki-masażyki rozbudziła Marta Bogdanowicz. To jej propozycje stały się dla mnie inspiracją do stworzenia swojej rymowanki. Jako że na topie było u mnie utrwalanie głoski [ś] – moim bohaterem został ślimak.

DSC_1998
Kwestionariusze obrazkowe są najczęściej stosowanymi narzędziami do badania wymowy małych dzieci. Znudzona rysunkami, pokusiłam się o zebranie przedmiotów, które umożliwiłyby takie badanie z dziećmi z dużą wadą wzroku, niepełnosprawnością intelektualną bądź po prostu dzieci w normie. Przeszperałam zabawki moich synów i znalazłam, co następuje:

Głoski ciszące:

dziurkacz
czarodziej
siano
śrubokręt
szumiące:
czarodziej

kapelusz
tusz

kosz
oczy
kieszeń
szyszki
grzechotka
żyrafa
żaba
żółw
pszczoła
muszla
syczące:
samolot
samochód
smok
lis
skarpetka
dinozaur
pies
klocek
r l
kredka
lalka
tor
okulary
tylnojęzykowe:
choinka
kokarda
gumka
kot
przedniojęzykowe:
spinacz
armata
tusz
wargowo-zębowe:
lew
wiewiórka
półsamogłoski:
koło
samogłoski nosowe:
wąż
DSC_2001
Moja kolekcja nie jest idealna (wrzucałam do pudełka to, co udało mi się znaleźć — nie wybrzydzałam za bardzo:) i skończona (brakuje mi jeszcze przynajmniej kilku przedmiotów), ale wydaje mi się, że i tak bardziej atrakcyjna niż obrazki, co być może przełoży się na lepszą współpracę z dziećmi podczas badania. Dam znać, jak się sprawdza:)

Niezwykle denerwujące jest, kiedy ktoś — chcąc być superpoprawnym — wymawia słowa tak, jak się je zapisuje. Na „proszeł” przechodzą mnie ciary po plecach. Myślałam, że nie ma nic gorszego, dopóki nie usłyszałam tego: 
Jak oceniacie wymowę lektora, który użyczył głosu zabawce z kategorii tzw. edukacyjnych? Jeśli nie macie zastrzeżeń, to … niedobrze:)
Pan „czytacz” na pewno nie jest aktorem ani profesjonalnym lektorem. Chcąc wypaść jak najlepiej, wszystkie słowa wymówił doliterowo. Gdyby się nie starał, na pewno wyszłoby mu lepiej. Dlaczego? W mowie potocznej, niekontrolowanej, NIKT nie powiedziałby „dźwiĘk”, bo wymagałoby to od niego zbyt dużego wysiłku. Mówi się: [ʒ́v’eŋk]. Tak samo — nie powiemy „zwierzĘta” a „zwierzenta” [zvi ̯eženta]. Zdanie „Jakie zwierzĘ wydaje dźwiĘk?” jest tym, które słyszę w koszmarach.
Logopeda, chcąc sprawdzić, czy dziecko wymawia samogłoski nosowe, nie może poprosić go o powtórzenie ich w izolacji, np. „Powiedz ę.” ani o wymówienie pierwszego lepszego słowa, w zapisie którego występują litery „ę” czy „ą”. Prawie każdy logopedyczny kwestionariusz obrazkowy na sprawdzenie owych głosek zawiera rysunek węża, ewentualnie wąsa i gęsi. Dlaczego? Tylko przed głoskami szczelinowymi (tu: sz, s, ś) wymawia się prawdziwe „ę” i „ą”.
O wymowie samogłosek ustnych więcej w Wikipedii.

PS Zdjęcie ma symbolizować porażkę:D Piszę, bo skojarzenie z tzw. ciężkich. 

Na koniec polecam piosenkę, nawiązującą do tematyki pseudoedukacyjnych zabawek.

Zdolność mówienia zawdzięcza człowiek ewolucji. Gdyby nie ona, narządy nazywane mownymi, służyłyby jedynie do jedzenia. Taka codzienna — na pozór zwykła — czynność jak karmienie, może stać się inwestycją w rozwój mowy naszego dziecka. Inaczej mówiąc: niewłaściwe karmienie jest zaprzepaszczeniem szansy na trening motoryczny w obrębie jamy ustnej, sprzyjający prawidłowemu mówieniu.

Co kryje się pod słowem „niewłaściwe” z punktu widzenia logopedycznego? Przede wszystkim — w nieodpowiedniej pozycji. Jeść powinniśmy tylko w pozycjach wysokich — pamiętacie upomnienia mamy z dzieciństwa: „Nie jedz na leżąco!”? Warto je sobie przypomnieć, kiedy mamy małe dzieci. Najkorzystniej jest wówczas gdy głowa, barki i miednica utrzymują się w linii prostej, a kolana na tej samej wysokości, co biodra. Jak przyjąć taką pozycję? Pomysłów może być wiele, włączając w to specjalne techniki wspomagające. Zakładając, że mamy zdrowe dziecko, może to być pozycja siedząca w krześle dostosowanym do wysokości dziecka (nóżki nie „dyndają” w powietrzu).
Podczas karmienia warto mieć na uwadze także to, że dziecko powinno w owym rytuale brać czynny udział. Nie wystarczy dobrowolne otworzenie ust. Podczas jedzenia łyżeczką to ono ma zbierać z niej pokarm górną wargą. Jest to ćwiczenie, które wpłynie na jej sprawność. Wycierając jedzenie o górną wargę dziecka albo wlewając mu je do ust, zabieramy mu nie tylko możliwość ćwiczenia mięśni labialnych, ale odbieramy rolę w czynności, która mogłaby dostarczyć mu poczucia sprawstwa. Jeśli dziecko będzie bierne, nie poczuje satysfakcji z efektu na poziomie wyższym niż zaspokojenie głodu. Aby umożliwić dziecku samodzielny pobór pokarmu z łyżeczki, trzeba podawać ją na wysokości oczu (przeciwdziałając odchylaniu głowy do tyłu) i oprzeć ją na dolnej wardze. W przypadku różnych zaburzeń, logopeda zaleca stosowanie technik wspomagających (np. kontrola żuchwy, środka języka, naciskanie łyżeczką na środek języka itp.).
Warto także wiedzieć, że gryzienie — które powinno zostać opanowane jako kolejna po łyżeczce, funkcja pokarmowa — również ma wpływ na sprawność narządu mowy. Przeciwdziałając wadom wymowy o podłożu motorycznym, trzeba umożliwiać dzieciom także żucie (świeża skórka chleba, twarde mięso).
Sposób karmienia jest niedocenianym a wielce znaczącym czynnikiem, mającym wpływ na jakość mowy naszego dziecka.

Pamiętam z dzieciństwa mnóstwo rymowanek, wyliczanek i zabaw paluszkowych, które … miały mało pedagogiczny wydźwięk:) Przykładowo – Sroczka z mojego dzieciństwa urwała jednemu dziecku łebek i poleciała fur fur fur. Odkąd przeczytałam gdzieś współczesną wersję z zakończeniem: „a dla tego (kciuka) nic nie miała i fur fur po więcej poleciała„, miałam ochotę wymyślić „przyjazne” wersje starych wyliczanek (do których pozostał mi sentyment). Ochota nie zastępuje niestety weny, dlatego zachęcam Was w komentarzach do podzielenia się swoimi pomysłami:)

Ja proponuję dwa:

Pamiętacie Panią Zosię i jej męża pijaka, który bił dzieci i ją samą?Ja proponuję, aby ów mąż śpiewał – choćby mu to miało wychodzić „byle jak”;) :

Pani Zo Zo Zo
Pani Sia sia sia
Pani Zosia męża ma,
a ten mąż mąż mąż
śpiewa wciąż wciąż wciąż
śpiewa tak, śpiewa siak,
śpiewa dla nas byle jak.

W oryginale – pies głupi, równie dobrze może być i mały, i chudy, i głodny, i jaki nam pasuje.

Wpadła bomba do piwnicy.
Napisała na tablicy:
SOS – głodny pies.

A jak przerobić wyliczankę:

Jadą Smurfy na rowerze, 
a Gargamel na Klakierze.
Smurfy poszły w las,
a Gargamel… hmm…

Poza tym „wlazł” to też mało literackie słowo. I w dodatku „poszły w las”? To już wdepnięcie w kupę mniej razi:)
PS Kulfon na górze niech będzie symbolem dzieciństwa. Piosenkę o nim śpiewam codziennie mojemu Tymkowi.

Wiele razy kupiłam przez Internet (czytaj: w ciemno – po tytule i skąpym opisie) książkę bądź pomoc logopedyczną, które nie były warte swojej ceny. Szkoły i przedszkola, które mnie zatrudniały, przeważnie nie dysponowały żadnymi pomocami, dlatego starałam się wymyślać „tanie” gry i zabawy – takie, które nie wymagały ode mnie zakupów.

Dzisiaj podzielę się swoimi pomysłami na wykorzystanie starej gazety.

1. Dzieci dostają po egzemplarzu gazety. Zadanie polega na tym, by w określonym czasie wyciąć (ćwiczymy paluszki) i przykleić na kartkę (przynajmniej A4) jak najwięcej przedmiotów, których nazwy zawierają ćwiczoną głoskę. Stworzone plakaty można powiesić na lodówce – do codziennego utrwalania.

 

W wersji dla starszych uczniów – można wyszukiwać nie obrazki, ale wyrazy. Utrudnieniem będą wówczas wyrazy, których wymowa różni się od zapisu, np. aptekarz (czytamy: [aptekasz]).

 

2. Z gazety można zrobić kule i urządzić wyścigi. Dwoje uczniów dmucha jednocześnie na swoje kule położone na stoliku. Wygrywa ten, którego kula pokona dłuższą drogę.

 

3. Małe kulki ulepione z gazety można kłaść na dłonie i zdmuchiwać.

 

4. Z gazety można wyciąć grzebień i … dmuchać. Powiewające „zęby” są motywatorem dla uczniów.

 

5. Nagłówki artykułów można wyciąć (założę się, że 3/4 z nich można wykorzystać do różnicowania głosek dentalizowanych) i rozdzielić wśród uczniów w drodze losowania. Każdy uczeń czyta swoje nagłówki (proponuję wkleić do zeszytu).

 6. Zdjęcia z gazet mogą stać się puzzlami. Drużyny (najlepiej po dwie osoby) mają za zadanie odgadywanie zagadek (odpowiedzi zawierają ćwiczone głoski). Prawidłowa odpowiedź nagradzana jest puzzlem (inny obrazek dla każdej drużyny). Wygrywają ci, którzy pierwsi ułożą swoje puzzle.

 

7. Podczas nauki głoski w izolacji, warto łączyć ją z jej znakiem graficznym, literą. Litery odpowiadające ćwiczonej głosce, proponuję polecić wyszukać w gazecie i wyciąć ich tyle, by zapełnić tory, kamyczki, wagony, worek itp… (zastanówmy się, co potrafimy narysować:) lub po prostu poziomą linię. Następnie dziecko skacze palcem od literki do literki i potwarza głoskę w izolacji.

 

8. Kartki z gazety rozkładamy na podłodze wzdłuż sali. Dzieci skaczą po kartkach i na każdej z nich wymawiają określoną głoskę, sylabę, wybrane słowo.

 

9. Dzieci stoją nieruchomo w różnych miejscach sali w dużych odstępach między sobą. Każde z nich trzyma w ręku kartkę. Wybranej osobie zasłania się oczy. Prowadzący zabawę wyznacza cichym gestem osobę, która zaczyna giąć swoją kartkę. Osoba z zasłonięymi oczami ma za zadanie podejść w kierunku dźwięku.

10. Do zeszytu ucznia  można wkleić znaleziony obrazek i podpisać według aktualnego zapotrzebowania. Przykład wykorzystania zdjęcia z gazety codziennej do różnicowania głosek [r] – [l]: