Tags Posts tagged with "poradnik świeżo upieczonego logopedy"

poradnik świeżo upieczonego logopedy

pasja

Autorytety potrzebne są w każdej grupie zawodowej, także wśród logopedów. Ich brak doprowadzić może bowiem do anarchii. Charyzmatycznego mówcę obdarza się „kredytem zaufania co do profesjonalizmu, prawdomówności i bezstronności w ocenie jakiegoś zjawiska lub wydarzenia” [1]. Dzięki cechom przywódczym taka osoba staje się wzorem — zyskuje społeczne uznanie, prestiż i … pieniądze.

Znaczenie autorytetu dla logopedów

Znaczenia autorytetu dowodzą ankiety, które jakiś czas temu przeprowadziłam wśród logopedów. Jeden z nich na pytanie o najistotniejsze formy uzyskiwania wiedzy po studiach wymienia „staż odbyty pod okiem doświadczonego logopedy” stał się bowiem okazją do podejrzenia metod i form pracy. Inny ankietowany wskazuje na wartość spotkań „grupy wsparcia”, mających na celu dzielenie się doświadczeniem. Wyraża przy tym szacunek do  „dużo starszych koleżanek po fachu”. Jeszcze inny, przejawiając zadowolenie z efektów konkretnej metody „poleca każdemu logopedzie spotkanie z [jej] autorką”.

Kontakt z innymi przedstawicielami tej samej grupy zawodowej jest postrzegany jako wartość, pożądana szczególnie na początku drogi zawodowej. Osoba, którą postrzegamy jako autorytet, pozwala na pewniejsze wytyczanie własnych szlaków.

Kiedy w grę wchodzą pieniądze…

O ile autorytet, jakim obdarza się innych specjalistów, żyjących tylko z prowadzenia terapii, wydaje mi się niegroźny, o tyle ten skierowany w stronę osób zarabiających na prowadzeniu szkoleń, warsztatów, kursów czy sprzedających autorskie pomoce może okazać się niebezpieczny. Kiedy wiedza staje się produktem marketingowym, przestaje być obiektywna. Czy można zaufać osobie, w której interesie nie leży promocja metod innych specjalistów, a jedynie swoich? Osobiście szacunkiem darzę tych wykładowców ze studiów, którzy nie robili sobie podczas zajęć reklamy — to raczej była rzadkość. Studia powinny przekazywać bowiem obiektywny przegląd przez wiele metod i podejść terapeutycznych. Nie można już tego oczekiwać od specjalistycznych kursów, podczas których przekazywana wiedza traktowana jest niejednokrotnie jako jedyna słuszna i obowiązująca.

Doświadczenie pozwala na świadome ocenianie prezentowanych na szkoleniach treści, ale kiedy jest się świeżo upieczonym logopedą łatwiej paść ofiarą jakiegoś autorytetu. Jak się okazuje „[…] nadmierne zaufanie do autorytetów grozi skostnieniem poglądów, a czasem nawet ich zwyrodnieniem.” [2] Przypomina mi się skarga jednej mamy na forum logopedycznym — kiedy zasugerowała logopedzie zmianę metody, ten oburzony oświadczył, że „swojej metody” nie zamierza zmieniać. Zamiast metodę dobrać do dziecka, to do niej próbował dopasowywać wszystkich swoich małych pacjentów.

Techniki budowania autorytetu

Jeden z ankietowanych logopedów tak opisuje osobę, którą obdarza autorytetem w dziedzinie logopedii: jest ona „niesamowitą osobą, której historie dotyczące terapii wzruszają i mobilizują do bycia lepszym w tym, czego się podjęliśmy”.

I w tym momencie przypominają mi się rady Andy’ego Harringtona dotyczące sposobów pozycjonowania siebie jako autorytetu w umysłach słuchaczy. Jednym ze sposobów jest opowiedzenie osobistej historii, którą zyska się zaufanie, a jednocześnie ukaże siebie jako specjalistę w danej dziedzinie. Taka osoba staje się dla słuchaczy „źródłem nadziei, pomocy oraz informacji, dzięki czemu uporają się z trudną sytuacją, z jaką mają do czynienia w swoim życiu prywatnym bądź zawodowym.”[3]

No i wszystko się zgadza!

Między autorytetem a guru

Pomijając wcześniej wspomniany brak obiektywizmu — zagrożeniem, jakie niesie ze sobą zjawisko autorytetu, jest ślepe do niego zaufanie także w dziedzinach, które nie pokrywają się z zakresem jego kompetencji. Rodzić może to sytuacje, w których wśród specjalistów krążą błędne przekonania na jakieś tematy, nie odwołujące się do badań naukowych, a co najwyżej widzimisię tego autorytetu. Kiedy zaufanie wobec autorytetu zaczyna przekraczać granice zdrowego rozsądku, robi się niebezpiecznie. Jeśli autorytet będzie autorem jakiejś metody, stanie się dla osób ją wykorzystujących kimś na kształt guru, a oni jego wyznawcami. No i mamy sektę. Ale, uwaga! Sekty są po to, by korzyści czerpał guru! I tylko on!

No to potrzebny czy nie?

Autorytet jest niewątpliwie potrzebny — stanowi źródło odniesienia, dodaje odwagi, wiary we własne możliwości i to, co się robi, w chwilach zwątpienia. Kiedy jednak w grę wchodzą pieniądze, a wiedza staje się wyłącznie produktem marketingowym, nie liczy się obiektywizm. Aby nie zostać zmanipulowanym, warto wyposażyć się w pokłady sceptycyzmu i … zdrowego rozsądku.

[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Autorytet [dostęp: 20 stycznia 2015 r.]

[2] Tamże

[3] Andy Harrington,Jak czerpać zyski z pasji, zarobić sporo pieniędzy dzięki temu, kim jesteś i co wiesz, przeł. Krzysztof Krzyżanowski, Warszawa 2015,  s. 78

kredka„Poradnik świeżo upieczonego logopedy” to seria postów ukazująca wizję pracy w zawodzie logopedy. Artykuły stanowić mają w założeniu źródło „natchnienia” zawodowego. Poradnik, mimo nazwy, nie dostarczy gotowych rozwiązań, nie rozwikła osobistych dylematów, nie podpowie, którą pójść drogą. Jeśli stanie się natomiast inspiracją do podjęcia własnych zawodowych decyzji, spełni swoją rolę.

gloska

Na zdjęciu Katarzyna Czyżycka, autorka bloga logopedycznego „Głoska – logopedia z punktu widzenia logopedy”, fot. archiwum prywatne mojej rozmówczyni

Blog specjalistyczny może być sposobem na kreowanie wizerunku, reklamę własnej działalności, a nawet na zarabianie. Jego tworzenie sprawdza się w wielu dziedzinach. Czy także dla logopedy będzie dobrym pomysłem — zapytałam Katarzynę Czyżycką, autorką bloga „Głoska — logopedia z punktu widzenia logopedy”.

Patrycja Bilińska: Prowadzenie bloga polecane jest przez doradców zawodowych jako sposób na budowanie wizerunku specjalisty. Czy i w jakim stopniu „Głoska” spełnia taką rolę?

Katarzyna Czyżycka: Na początku miała inny cel. Ale z czasem rzeczywiście zaczęła budować mój wizerunek. Kiedy to zrozumiałam (bo nie zauważyłam od razu), zaczęłam działać trochę bardziej świadomie – wpisy zaczęły pojawiać się bardziej regularnie, a nie spontanicznie, trochę dłużej nad nimi myślę, co skutkuje mniejszą ilością literówek – choć i te się zdarzają. Zaczęłam też pisać trochę mniej emocjonalnie i bardziej uważać na to, co przekazuję. Podstawowa zasada „Głoski” – nie szkodzić.

paulina-socha2

Paulina Socha prowadzi terapię logopedyczną w prywatnym gabinecie w Tyczynie. Zdjęcie udostępnione przez moją rozmówczynię.

Spotkałyśmy się w mroźny poniedziałkowy wieczór w klimatycznej kawiarence. Zrobiła na mnie wrażenie osoby ciepłej, otwartej i zaangażowanej w swoją pracę. Paulina Socha, logopedka z Łańcuta, zgodziła się — w ramach projektu „Poradnik świeżo upieczonego logopedy” — podzielić ze mną refleksjami na temat uroków prowadzenia własnej działalności gospodarczej.

0 10967

2015-09-14 08.05.32

Patrycja Bilińska: Na co przygotowany musi być logopeda, który zaczyna pracę w resorcie zdrowia?

Alina Woźny: Po pierwsze trzeba mieć kontrakt lub zatrudnić się w placówce, która takowy posiada. Po drugie — spełnić warunki NFZ, dotyczące wyposażenia gabinetu logopedycznego. Po trzecie — przygotować się na kontrole z ich strony. Dotyczą one nie tylko samego sprzętu czy pomocy logopedycznych, ale też dokumentacji medycznej pacjentów, czasu trwania terapii i zrealizowanych procedur.

PB: Ile czasu zajęło Ci opanowanie zasad rządzących rozliczaniem się z Narodowym Funduszem Zdrowia?

AW: Miałam dobrych nauczycieli, więc nie był to długi czas. Program komputerowy, który wykorzystuję do rozliczeń, nie jest taki straszny, na jakiego wygląda <śmiech>.

Ilość rozliczeń zależy też od tego, czy jesteśmy podwykonawcą kontraktu czy pracujemy na własny rachunek — wtedy bowiem dochodzą jeszcze dodatkowe rozliczenia i sprawozdania.

PB: Z jakimi zaburzeniami spotykasz się najczęściej?

AW: Moi pacjenci to przede wszystkim dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym —  dominuje zatem dyslalia (i tutaj głównie substytucje szeregu szumiącego i głoski [r], mowa bezdźwięczna) oraz opóźniony rozwój mowy. Stosunkowo rzadziej mam pacjentów z jąkaniem, autyzmem, Zespołem Aspergera czy niepełnosprawnością intelektualną.  Wśród pacjentów dorosłych dominuje afazja, dysfagia i demencja.

PB: Logopeda pracujący w szkole traktowany jest jak nauczyciel, co nie pomaga mu raczej w budowaniu wizerunku specjalisty. Jak postrzegana jesteś przez pacjentów w przychodni zdrowia? Bliżej Ci do nauczyciela czy medyka?

AW: Przez pacjentów jestem postrzegana raczej jako lekarz specjalista. Niektórzy nawet zwracają się do mnie „pani doktor”. W praktyce nie mam uprawnień do wystawiania skierowań, zlecania badań czy przepisywania leków, co zdecydowanie różni nas, logopedów, od lekarzy. Dla dzieci jestem raczej „panią” do której zwykle lubią przychodzić — nie tylko by ćwiczyć mowę — ale też po to, by ktoś zajął się nimi indywidualnie, poświęcił im swój czas. Czas, którego często nie mają dla nich rodzice. Na zajęciach wymyślamy ćwiczenia i gry, dzięki którym oni — w ramach ćwiczeń domowych — będą mogli spędzić ciekawe chwile z mamą lub tatą. Zdarza się często, że rodzice — obserwując zajęcia — sami chcą kontynuować terapię w domu — proszą o ćwiczenia, zalecenia, pomysły na zabawy.

PB: Logopedzi pracują często w zespołach specjalistów. Ty nie masz takiej możliwości. Jak wygląda kwestia ewentualnych konsultacji?

AW: Bardzo ubolewam nad brakiem zespołu specjalistów. W mojej placówce jest fizjoterapeuta oraz laryngolog, ale oni raczej kierują swoją działalność w stronę osób dorosłych. Jest również lekarz pediatra, który kieruje dzieci do mojej poradni oraz — gdy zachodzi taka potrzeba — wystawia swoim pacjentom skierowania do zaleconych przeze mnie specjalistów.

Po wizycie u takiego specjalisty, np. neurologa lub laryngologa, pacjent albo przekazuje zaświadczenie o odbytej konsultacji — o ile takowe otrzymał — bądź też podaje ustnie przebieg spotkania ze specjalistą i ewentualne zalecenia. W przypadku badań słuchu zawsze proszę o dostarczenie kserokopii wyniku podczas kolejnej wizyty. Z mojego doświadczenia wynika, że wiele zależy od rodzica oraz tego, w jaki sposób przekaże wiadomość o odbytych badaniach. Często bywa tak, że rodzice boją się wizyt i dodatkowych badań i przez dłuższy czas ignorują moją prośbę o konsultację ze specjalistą bądź też przekazują tylko szczątkowe informacje z ich przebiegu.

12084129_1017145008319417_749813020_n

Zdjęcie pochodzące z archiwum mojej rozmówczyni — morze, zamek z piasku, plażowicze i piękne nogi, które zajdą daleko;-)

PB: Co lubisz w swojej pracy najbardziej?

AW: Lubię chwile, gdy dzieci wchodzą do gabinetu z uśmiechem na ustach i z błyskiem w oku pytają, co dziś będziemy robić. Lubię ich uśmiech, kiedy widzą, że coś, co do tej pory im nie wychodziło, właśnie się udało. Najbardziej jednak lubię momenty, w których rodzice zaczynają dostrzegać w swoich dzieciach Kogoś przez duże K. Kogoś, komu wreszcie coś zaczyna wychodzić. Kogoś, kto jest w stanie coś zrobić samodzielnie i jest za to chwalony. Dziecko też zaczyna to czuć i z przestraszonego, zalęknionego, wiecznie wyręczanego przez rodziców maluszka — staje się samodzielne, pewniejsze siebie, po prostu dojrzalsze. To jest właśnie to, co dodaje mi skrzydeł;-)

 12084166_1017143748319543_1370577805_nAlina Woźny — neurologopeda, pracujący w przychodni zdrowia. Lubi morze, góry, słońce i wiatr.  Jest pasjonatką w swoim zawodzie, czego miałam niejednokrotnie okazję doświadczyć. Pamiętam jak dziś wspólną wizytę w księgarni pedagogiczno-logopedycznej, kiedy to zaczęła doradzać klientom wybór odpowiednich dla ich dzieci gier  — myślałam, że nie wyjdę stamtąd NIGDY! 😉

 

12018547_1274806709205493_1756745105_o

Jak się pracuje logopedzie w placówkach oświatowych? Czym różni się specyfika pracy w szkole masowej i poradni psychologiczno-pedagogicznej? Jaka jest różnica w dokumentacji? O osobiste doświadczenia i refleksje zapytałam Kamilę Wójcicką, logopedkę, pracującą w obu typach placówek.

Patrycja Bilińska: Z jakimi zaburzeniami — jako pracownik szkoły ogólnodostępnej oraz poradni psychologiczno-pedagogicznej — spotykasz się najczęściej?

Kamila Wójcicka: W szkole moimi pacjentami są przede wszystkim dzieci z wszelkiego rodzaju dyslaliami, także SLI, a w ramach rewalidacji mam pod opieką dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi – niedosłyszące, z autyzmem, z zespołem Aspergera, afazją, niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim. Natomiast do poradni trafiają zazwyczaj dzieci młodsze (mniej więcej od drugiego roku życia), które wcześniej nie były pod opieką żadnego logopedy lub starsze. Te kierowane są do nas na dodatkowe konsultacje lub w celu wystawienia opinii. Najczęściej spotykane przeze mnie zaburzenia, to: alalia, ORM, afazja, dyslalia, niedokształcenie mowy, zaburzenie kontaktu i komunikacji, jąkanie i oligofazja.

PB: Na czym polegają różnice w dokumentacji prowadzonej w szkole a tej w poradni? W której z placówek jest jej więcej?

KR: Zdecydowanie więcej dokumentacji prowadzę w poradni – jest to związane głównie z działalnością diagnostyczną i sporządzaniem opinii — jest tego naprawdę dużo. Poza tym każdy pacjent ma u nas swoją kartę, w której szczegółowo opisuje się przebieg wizyt. Oprócz tego jest jeszcze wewnętrzna dokumentacja oraz odrębna związana z prowadzonymi zajęciami grupowymi, działaniami poza poradnią, zespołami – np. zespołem Wczesnego Wspomagania Rozwoju. W szkole natomiast prowadzę dzienniki zajęć oraz swoją dokumentację na temat przebiegu terapii. Odrębną grupę stanowi dokumentacja zajęć rewalidacyjnych, np. Indywidualne Programy Terapuetyczno-Edukacyjne.

PB: Jak oceniasz pracę z rodzicami — porównując te dwie placówki? W poradni zapraszasz ich na zajęcia, w szkole nie masz takiej możliwości. Czy przekłada się to na jakość pracy bądź efekty?

KR: Mam trochę innych pacjentów w poradni (młodszych) i trochę innych w szkole, więc ciężko mi oceniać efektywność mojej pracy pod kątem obecności bądź nieobecności rodziców na terapii. Z jednej strony przyznać muszę, że to, co w poradni w zakresie dyslalii jestem w stanie nauczyć dziecko w ciągu kilku spotkań, w szkole zajmuje często kilka miesięcy. Czy przyczyny upatrywać w obecności rodziców na zajęciach? Myślę, że są też inne czynniki, mające znaczenie. Wydaje mi się, że rodzice, którzy trafiają do poradni są jakby bardziej świadomi, może bardziej „uważniejsi” — w końcu sami zdecydowali o przyjściu z dzieckiem na terapię. Rodzice dzieci szkolnych natomiast nie wykazują już takiego zainteresowania przebiegiem terapii. Logopedę szkolnego traktują jak specjalistę gorszej kategorii, co przekłada się na zaufanie, a to na efektywność terapii. Nie bez znaczenia jest też fakt, że dzieci szkolne mogą sporo rzeczy zrobić same — rola rodziców nie ma już tak wielkiego znaczenia.

PB: Co zyskują rodzice, którzy uczestniczą w zajęciach?

Rodzice nie tylko obserwują zajęcia, ale biorą w niej czynny udział. Łatwiej im potem włączać pewne elementy w codzienne funkcjonowanie, zabawy. Te bezpośrednie spotkania są cenne dla obu stron i zdecydowanie przekładają się na efekty. Niestety ze względu na bardzo małą liczbę godzin, jaką mogę przeznaczyć na terapię, jestem w stanie objąć pomocą tylko niewielką grupę dzieci z dzielnicy (zazwyczaj najmłodsze i najbardziej potrzebujące) i niestety spotkania te, choć prowadzone w formie indywidualnej, nie odbywają się zbyt często – czasami nawet co trzy tygodnie.

PB: Widzę, że przykładasz dużą wagę do współpracy z rodzicami. W jaki sposób kontaktujesz się z rodzicami dzieci objętych terapią w szkole?

KR: Owszem, uważam, że wsparcie rodziców jest bardzo ważne, ale nie o to chodzi, żeby opiekun został terapeutą własnego dziecka — od tego jest właśnie specjalista. W szkole spotykam się z rodzicami na konsultacjach, ale ogromna liczba dzieci w terapii sprawia, że nie jestem w stanie umówić się ze wszystkimi, więc prowadzę tzw. zeszyty logopedyczne, do których wklejam informacje dla rodziców, proste ćwiczenia, które dzieci są w stanie wykonać samodzielnie. Tutaj etap utrwalania trwa zdecydowanie dłużej niż w poradni.

PB: Jak wygląda kwestia pracy w zespole specjalistów w szkole masowej? Czy teamy istnieją tylko na papierze czy może pomoc psychologiczno-pedagogiczna spełnia swoje zadanie?

KR: W szkole łatwiej jest się ze specjalistami spotkać, skonsultować na bieżąco swoje wątpliwości, podzielić się spostrzeżeniami – podczas przerwy, po lub przed zajęciami, często organizowane są też spotkania zespołów, zwłaszcza zespołu ds. integracji, w którego skład wchodzą specjaliści i nauczyciele wspomagający. Nie wiem, czy tak jest w każdej szkole, ale naprawdę cenię sobie współpracę z ludźmi w mojej placówce. Może tak to dobrze działa, bo mamy oddziały integracyjne?

PB: Czy pracując w placówkach oświatowych czujesz się jak nauczyciel, specjalista od mowy (zajęcia logopedyczne nazywane są w końcu w oświacie specjalistycznymi) czy może nie-wiadomo-kto?

KR: W szkole czuję się jak… logopeda <śmiech>, na pewno nie jak nauczyciel, choćby przez to, że mam o kilka godzin więcej w pensum i pracuję godzinę zegarową. Teraz mam szczęście pracować w miejscu, w którym praca specjalistów jest doceniana, ale sporo koleżanek z innych szkół skarży się, że są traktowane jak pracownicy gorszej kategorii. W poradni logopedzi są specjalistami.

PB: Co lubisz w swojej pracy najbardziej?

KR: To chyba najłatwiejsze i zarazem najtrudniejsze pytanie, bo co może powiedzieć osoba, która w wieku 15 lat wiedziała, że zostanie logopedą? <śmiech> Co lubię w swojej pracy najbardziej? Wszystko! Uwielbiam dawać radość dzieciakom, które do mnie przychodzą, cieszy mnie kiedy im się chce, ale rozumiem, kiedy nie mają na coś ochoty albo nastroju. Wspaniale jest móc oglądać świat ich oczami, słuchać, co mają do powiedzenia. Cieszy mnie, kiedy mogę udzielić konkretnej pomocy, przekładającej się na dużo lepsze funkcjonowanie moich podopiecznych i ich rodzin. I lubię w tej pracy też to, że się w niej ciągle uczę czegoś nowego.

Kamila Wójcicka: logopedka z powołania, zafascynowana językiem polskim, regionalizmami (zwłaszcza w wydaniu podkarpackim), także terapeuta uwagi i lateralizacji słuchowej metodą Tomatisa. Prywatnie fanka dwóch kółek, zaczytana w reportażach, jak większość Polaków — zakochana w górach. Od jakiegoś czasu próbuje swoich sił na ściance wspinaczkowej, żeby choć trochę pobyć na wysokościach. Równie chętnie wyjeżdża z Polski, co do niej wraca:)

Kamila Wójcicka — logopedka z powołania, zafascynowana językiem polskim, regionalizmami (zwłaszcza w wydaniu podkarpackim), także terapeuta uwagi i lateralizacji słuchowej metodą Tomatisa. Prywatnie fanka dwóch kółek, zaczytana w reportażach, jak większość Polaków — zakochana w górach. Od jakiegoś czasu próbuje swoich sił na ściance wspinaczkowej, żeby choć trochę pobyć na wysokościach. Równie chętnie wyjeżdża z Polski, co do niej wraca:)

12050909_1274806625872168_1358393965_o

Poradnik świeżo upieczonego logopedy, mimo nazwy, nie dostarczy gotowych rozwiązań, nie rozwikła osobistych dylematów, nie podpowie, którą pójść drogą. Jeśli stanie się natomiast inspiracją do podjęcia własnych zawodowych decyzji, spełni swoją rolę. Nie pretenduję do roli doradcy, nie zamierzam uzdrawiać, nauczać ni wieścić. Przedstawić chcę w sposób subiektywny (!), odwołując się jednakże nie tylko do własnych refleksji, wizję coraz popularniejszego zawodu logopedy. Publikowane w ramach cyku posty stanowić mają w założeniu źródło „natchnienia” zawodowego. Kieruję je głównie do „świeżo upieczonych logopedów”.

1 10850

wizerunek-logopedy

Współczesny człowiek, trapiony osobistymi refleksjami, nie szuka pomocy u przyjaciela, nie otwiera mądrych ksiąg, ale zawsze chętnie ufa Internetowi, co — niestety — miewa swoje konsekwencje. Ja sama, mimo polonistycznego wykształcenia, chętniej włączam przeglądarkę internetową niż zakurzone na półkach słowniki. Pisanie tego postu zaczęłam zatem od sprawdzenia, co na temat mojego (naszego) zawodu „mówi” Internet.

Wujek Google — podpowie, poradzi, pogłaszcze i zdradzi

Przeglądarka Google pod hasłem „logopedia” podpowiedziała mi studia, następnie ćwiczenia, znane miejsce ze zbiorem gotowców, a na deser czasopismo.

google

https://www.google.pl/?gfe_rd=cr&ei=wf-OVc-yEYaFVP6XgeAK&gws_rd=ssl#q=logopedia&start=10 [dostęp: 27 czerwca 2015 r.]

Nieusatysfakcjonowana uzyskanymi informacjami, zmieniłam zapytanie na: „logopedia i co”, a przeglądarka sama podpowiedziała słowo „dalej”, dając mi do zrozumienia, że wątpiących przede mną było wielu. Co gorsza — nie tylko sami specjaliści, ale i — niestety — rodzice szukają w Sieci odpowiedzi na dręczące pytania. I jedni, i drudzy udzielają się na forach logopedycznych — tych otwartych (dostęp dla wszystkich) i zamkniętych. Moje wycieczki po tego typu miejscach zrodziły przerażenie w związku z odkryciem, jaki wizerunek logopedy jest tam kreowany.

Forum internetowe siedliskiem złych mocy (czarny PR)

Przeczytałam na jednym z forum wypowiedź rozgoryczonej mamy, która w akcie rozczarowania terapią swojego dziecka, dzwoniła nawet do Polskiego Towarzystwa Logopedycznego dopytywać o kompetencje logopedów. Bardziej przeraziły mnie odpowiedzi samych logopedów. Utwierdziły mamę w przekonaniu, że logopeda logopedzie nierówny, a właściwie to lepiej żadnemu nie ufać. Sami logopedzi zapracowali na wizerunek swojego zawodu — wzajemnym oskarżaniem się o brak kompetencji, podważaniem decyzji innych specjalistów i otwartym przyznawaniem się do swojej niewiedzy na forach internetowych. Wypowiedzi w stylu: O matko, skończyłam logopedię, zaczynam pierwszą pracę, jestem przerażona, co robić? naprawdę nie są pojedyncze.

Internauta Yellow papilon pisze:

 nasz zawód się… zeszmaca, że tak dosadnie napiszę”, a przyczynę takiego stanu rzeczy upatruje w „otwieraniu logopedii na każdej uczelni” (http://forum.gazeta.pl/forum/w,25986,133885824,,kwalifiacje_logopedow_wazne_info_dla_rodzicow_.html?v=2 [dostęp: 11 sierpnia 2015 r.]).

Rodzic komentuje zachowanie logopedów na forum następująco:

sami sie wyzywają, obrażają innych terapeutów, nie znaja swoich kwalifikacji. Ludzie!! ja sie tam poczułam jak wśród oszołomów.”  (pisownia oryginalna)(http://forum.gazeta.pl/forum/w,25986,133885824,,kwalifiacje_logopedow_wazne_info_dla_rodzicow_.html?v=2 [dostęp: 11 sierpnia 2015 r.])

Internautka, podpisująca się nickiem maja_sara, tak ocenia kolegów po fachu:

„[Forum] pokazuje czarno na białym, jakimi matołami są logopedzi. Jeśli zaglądają tam rodzice, poszukujący pomocy dla swoich dzieci, to mają od razu wyrobione o nas zdanie. Błędy na błędach. Ortograficzne, gramatyczne, stylistyczne. […] Pytania (logopedów!!) typu „pomocy, nie wiem co robić!”, kłótnie, wzajemne animozje, nieumiejętność szukania samemu podstawowych informacji o uczelniach, książkach, autorach. Tam świat logopedów jawi się jako świat wtórnych analfabetów.  (http://forum.gazeta.pl/forum/w,25986,130837137,,studia_podyplomowe_rozczarowanie.html?v=2 [dostę[: 27 czerwca 2015 r.])

Realizm ankietowanych

Tymczasem logopedzi, którzy odpowiedzieli na moją ankietę, nie prezentowali rozczarowania swoimi studiami. Na zagadnienie Oczekiwania w stosunku do swojej przyszłości w zawodzie logopedy a rzeczywistość deklarowali neutralne bądź pozytywne emocje.

W zasadzie to sama specyfika pracy logopedy, której doświadczyłam, pokrywa się z moimi wcześniejszymi wyobrażeniami.” Helcia (UMCS)

Rzeczywistość pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie przypuszczałam, że w tak szybkim tempie można rozwinąć skrzydła w tym zawodzie. Początki zawsze bywają trudne i wymagają ogromnego zaangażowania, ale pierwszy zadowolony z terapii rodzic – pociąga za sobą lawinę kolejnych, będąc lepszą reklamą niż najpiękniejszy plakat czy ulotka ;)” Paulina Socha (Uniwersytet Rzeszowski)

Po studiach nie bardzo wiedziałam jak zabrać się do pracy. Rynek jest przesycony logopedami. Postanowiłam być specjalistą w jednej, wyjątkowej dziedzinie, którą kierowałam się dopierając tematykę dodatkowych szkoleń i kursów. Karolina (AJD Częstochowa)

Rzeczywistość i oczekiwania są zbliżone.” Ankietowany (UMCS)

Głos z katedry

Swoje zdanie na temat jakości wiedzy logopedów wyraziła Elżbieta Stecko, wskazując na „konieczność współpracy, rozszerzania horyzontów, intensywnego i nieustannego rozwoju własnych umiejętności, albowiem jest to jedyna droga do podniesienia prestiżu naszego zawodu, a logopedii przyznania statusu nauki.” (E. Stecko, Zaburzenia mowy u dzieci – wczesne rozpoznawanie i postępowanie logopedyczne, Warszawa 1996, s.10) Wypowiedź ta dowodzi pośrednio pewnego kompleksu logopedów wobec lekarzy w związku z niewystarczającą wiedzą medyczną. Książka, w której zawarła Stecko przytoczoną myśl, wydana była 19 lat temu. Myślę, że od tego czasu sytuacja uległa poprawie, przy czym nie na tyle, by rady badaczki straciły na aktualności. Warto je, moim zdaniem, przytoczyć:

„Logopeda powinien prezentować wysoki poziom wiedzy teoretycznej i umiejętności praktycznych oraz umieć je przedstawić w sposób przekonujący partnerów [neurologów, psychiatrów, specjalistów chorób metabolicznych, psychologów, ortodontów, biochemików – przyp. mój]. Możliwość analizy wyników badań klinicznych oraz syntezy prowadzącej do sformułowania diagnozy logopedycznej jest warunkiem sine qua non wejścia do zespołu specjalistów.” (E. Stecko, Zaburzenia mowy u dzieci – wczesne rozpoznawanie i postępowanie logopedyczne, Warszawa 1996, s.10)

Forumowicze, ankietowani i blogerzy — trzy typy ludzi?

Wizerunek logopedy wykreowany na forach internetowych jest mało pozytywny. Ukazuje specjalistę od mowy jako osobę niekompetentną, a przy tym zarozumiałą. Czytając wypowiedzi Internautów początkujący logopeda wyciągnąć może wniosek, że nie ma co liczyć na współpracę, wzajemną wymianę doświadczeń czy jakąkolwiek formę pomocy ze strony starszych stażem kolegów.

Inny wydźwięk mają już wypowiedzi osób ankietowanych, którzy poświęcili czas na wypełnienie mojej (długiej!) ankiety. W nich nie ma jadu i złości. Samo wypełnienie ankiety dowodzi specyficznych cech osobowościowych, warunkujących pozytywne postrzeganie świata.

Najbardziej pozytywny wizerunek logopedów budują, w moim odczuciu, blogerki-pasjonatki (zabijcie mnie, ale blogującego logopedy nie znam), dzielące się wiedzą i pomysłami, a nawet autorskimi pomocami.

Myślę, że logopedzi udzielający się na otwartych forach, ankietowani oraz blogerzy prezentują trzy odmienne typy ludzi. Ci pierwsi, aż chce się napisać – od czarnego PR-u — budzą negatywne emocje. Ankietowani nie okazywali wielkiego entuzjazmu, ale rzeczowe opanowanie, realizm i zdrowy rozsądek. Hurraoptymistyczni bywają blogerzy, ale ci rekrutują się zazwyczaj wśród pasjonatów. Wypowiedzi wszystkich trzech grup — bez względu na stylistykę — ukazują potrzebę nieustannego dokształcania. Taką konieczność dostrzega również Elżbieta Stecko, pełniąca w moim zestawieniu rolę przedstawiciela akademickiego.

Wnioski dla początkującego „logopedziny”

1. Warto wiedzieć, do jakiej wkracza się grupy zawodowej. Jest wówczas szansa na świadome przełamywanie stereotypów.

Nawiasem mówiąc zastanawiam się: w czym upatrywać przyczyny faktu, że tacy, na przykład, lekarze rzadko podważają nawzajem swoje kompetencje i raczej „trzymają sztamę”, a tymczasem logopedom bliżej do nauczycieli — jeden o drugim nie powie nic dobrego. Czy jest to kwestia prestiżu zawodu (bądź jego braku) czy może osobowości, która przyczyniła się do wykonywania takiego a nie innego zawodu?

2. Wiedząc, jaki wizerunek logopedy wykreowano w Internecie, można — w ramach refleksji  zawodowej — określić: jaki będę? albo jaki na pewno nie będę? 

3. Otwarte fora internetowe lepiej omijać szerokim łukiem. Osoby, które mają czas (i energię, i motywację itd.) na pisanie niekonstruktywnych komentarzy, posiadać muszą cechy, które determinują ich „czarnopijarowe” zachowania. Nie interesowałoby Cię ich zdanie w życiu realnym, po co więc tracić czas na czytanie ich opinii w Internecie?

4. Najważniejszym wnioskiem i zarazem podsumowaniem rozważań na temat wizerunku logopedy niech będą rady ankietowanego (nie bez znaczenia – mężczyzny):

„Nie dajcie się zwariować i czytajcie książki zamiast postów 😉 Oczywiście to pewne uogólnienie, dobry post nie jest zły, ale czasem złe ziarno sieje w duszy młodego, biednego logopedziny. A dla starych logopedów — więcej pokory, mniej ciśnienia. Jo!” 

patrycja

Poradnik świeżo upieczonego logopedy, mimo nazwy, nie dostarczy gotowych rozwiązań, nie rozwikła osobistych dylematów, nie podpowie, którą pójść drogą. Jeśli stanie się natomiast inspiracją do podjęcia własnych zawodowych decyzji, spełni swoją rolę. Nie pretenduję do roli doradcy, nie zamierzam uzdrawiać, nauczać ni wieścić. Przedstawić chcę w sposób subiektywny (!), odwołując się jednakże nie tylko do własnych refleksji, wizję coraz popularniejszego zawodu logopedy. Publikowane w ramach cyku posty stanowić mają w założeniu źródło „natchnienia” zawodowego. Kieruję je głównie do „świeżo upieczonych logopedów”.

fot. archiwum Magdaleny Brzóski

Zajęcia logopedyczne w plenerze, fot. archiwum Magdaleny Brzóski

Jak w każdej dziedzinie zajmującej się pomocą dzieciom z różnego rodzaju deficytami, także w logopedii najdroższe – obok kursów – bywają pomoce. Być może jest to powodem popularności stron, które proponują je do pobrania za darmo. Na temat własnoręcznie robionych materiałów do zajęć rozmawiałam z Magdaleną Brzóską, autorką bloga logozabawy.pl i administratorką grupy „Darmowe pomoce logopedyczne” na portalu społecznościowym facebook.com.