Poprawianie wymowy dziecka w swobodnej rozmowie byłoby brutalne w sytuacji, kiedy dane głoski nie są wystarczająco utrwalone w mowie kontrolowanej. Kiedy dziecko umie wymawiać konkretne głoski w sytuacji zadaniowej, warto przechodzić stopniowo do automatyzacji w mowie spontanicznej. Mój pomysł jest metodą małych kroków. Umawiamy się z dzieckiem, że od tego momentu przez, na przykład, pięć minut zwracamy uwagę na wymowę utrwalanych głosek. W sytuacji, kiedy dziecko wypowie jakieś słowo źle, rodzic-krokodyl „łapie” go swoją „paszczą” (wyciągnięte ręce).
Zalety „Krokodyla”:
- dziecko nie znienawidzi rodzica za denerwujące poprawianie, bo w „Krokodylu” „łapanie”, tj. poprawianie, jest zabawne;
- kontrolowanie wymowy początkowo tylko przez kilka minut jest celem realnym do osiagnięcia, nie demotywującym.
W innej wersji zabawy to dziecko jest krokodylem i łapie rodzica (ćwiczenie słuchu fonemowego).