Różności

Do łatwego skopiowania:

„Pięć palców”
Pięć palców dla mnie zadanie miało.
Powtarzać kazały – ale się działo!
Zaczął ten pierwszy donośnym głosem.
Powtórzcie za nim, proszę:
„sa sa sa sa sa”
Drugi odważnie podniósł swą głowę,
by usłyszano paluszka mowę:
„so so so so so”
Trzeci największy, ale nieśmiały
szepnął pod nosem takie banały:
„se se se se se”
Czwartego słychać aż od sąsiada
Otwiera buzię i gada, i gada:
„su su su su su”
Piąty z uśmiechem od ucha do ucha-
wiedział, że każdy go teraz słucha:
„sy sy sy sy sy”
Koniec już bliski, a teraz, proszę
krzyknijmy razem donośnym głosem:
„sa, so, se, su, sy”
Wierszyk można wykorzystać także do innych celów. W miejsce sylab z [s] da się wstawić to, co akurat jest nam potrzebne;) Mam nadzieję, że się komuś przyda.
Drzewo z łapkami zrobiliśmy wczoraj z Kacprem – inspiracją było podobne, widziane w internecie (nie pamiętam już gdzie).

0 3728

Jan Amos Komeński (1592 – 1670), pedagog doby renesansu, omawiając w swych pracach program wszechstronnego rozwoju dziecka, nie pominął pracy nad mową. Jego uwagi są aktualne także dzisiaj.

    Johan amos comenius 1592-1671.jpg

– Przestrzegał rodziców i wychowawców przed używaniem zdrobnień, zalecał mowę wyraźną i stosowanie się do reguł gramatycznych.

– W pracy z dziećmi polecił stosować zabawne słowa (np. turatantara) i teksty (Peksy, leksy kawał beksy, gdyby dziecko cicho siedziało, to by tego nie miało czy Koci, koci łapusie, dał nam Pan Bóg nóżusie, aby nóżki biegały a rączki pracowały), stanowiące „żarty” językowe.
– Ćwiczenia mowy łączył z kształceniem słuchu i wrażliwości muzycznej dzieci.
Fragmenty prac Komeńskiego przeczytasz tutaj: http://www.literatura.hg.pl/komenski.htm
Źródło grafiki: http://en.wikipedia.org/wiki/John_Amos_Comenius

0 3369

 

Logopedia jest stosunkowo nową dziedziną nauki, ale poglądy na rozwój mowy dziecka sięgają czasów starożytnych. Interesujące i warte przytoczenia wydają się poglądy Marka Fabiusza Kwintyliana, rzymskiego retora, autora traktatu „Kształcenie mówcy”, żyjącego w latach ok. 35 – 95.
Kwintylian zwrócił uwagę na potrzebę dobrego przykładu dorosłych w zakresie mowy kierowanej do dzieci. Zalecał nawet powierzanie opieki nad dziećmi tylko takim piastunkom, które odznaczały się wysoką kulturą mowy. Uważał, że pierwsze wrażenia słuchowe i próby naśladowania języka ludzi dorosłych mają znaczenie dla umysłowego rozwoju dziecka.

Wiek przedszkolny – dla Kwintyliana – był okresem przygotowania do nauki szkolnej. Przeznaczony być powinien na ćwiczenie koordynacji ruchów, rozwój mowy (!) i myślenia. Polecał utwory wierszowane jako te, które mają duże znaczenie dla rozwoju mowy dziecka – kształcą dykcję i wyrazistość mowy.  W ramach ćwiczeń specjalnych proponował  wprowadzanie do powtarzania wyrazów trudnych „sklejonych z kilku zgłosek ostro i chropowato brzmiących”. Przykładowy łaciński zwrot, pochodzący z wiersza poety rzymskiego Enniusza: „O Tite tute Tati tibi tanta tyranne tulisti” daje obraz tego, co Kwintylian miał na myśli. Podobne ćwiczenia stosują osoby pracujące nad wymową, nie tylko logopedzi, także dzisiaj.
Warto także wspomnieć, iż Kwintylian w zakresie nauki czytania, doceniał walory ciekawych pomocy dydaktycznych. Uważał bowiem, iż zwłaszcza początkowy okres nauki, powinien przebiegać w atmosferze przyjemności i swobody. Sam wspomina o literach z kości słoniowej.
Na tle Platona, który chciał pozbawić dzieci twórczej inicjatywy i samodzielności, także w myśleniu, jakoby miało to w przyszłości zapobiec krytyce polityki państwowej; a także Arystotelesa traktującego wysiłek fizyczny jako zagrożenie dla ciała (obawa przez jego zniekształceniem) i umysłu (mógłby się stać „niewolnym” i „ubogim”), Kwintylian wypada całkiem nieźle;) 

Bibliografia:

Kwintylian, Kształcenie mówcy, przełożył. M. Brożek, Wrocław 1951 (Księgi 1, 2, 10) [za:] Wanda Bobrowska – Nowak, Zarys dziejów wychowania przedszkolnego, część I, Warszawa 1978, s. 28 – 30.

Źródło grafiki: http://pl.wikipedia.org/wiki/Kwintylian


 
Kółko, trójkąt, kilka kresek. Co to będzie? Może piesek?
Ależ nie! Kochani moi.
Sprawdź czym prędzej, jeśli się nie boisz!
Kacperek, Emilka i Oliwka przymierzali przed lustrem swoje nowe mikołajkowe czapki.
– Wyglądam jak pomocnik Mikołaja – ucieszyła się Emilka.
– Raczej jak krasnoludek – zażartował Kacper.
– Wszyscy wyglądamy uroczo – podsumowała Oliwka, po czym zaczęła robić śmieszne miny do lustra.
– Pokażę wam sztuczkę – zaproponował Kacper.
– Lubię sztuczki – zachęciła go Emilka.
Kacper pewnym siebie głosem wyjaśnił:
– Boki języka robią fiku-miku i uwaga, uwaga, jest rurka.
– Super – powiedziały równocześnie dziewczyny, po czym same spróbowały taką rurkę zrobić.
– Słuchajcie tego – zaproponowała Oliwka, po czym donośnie zakląskała językiem. Kacper i Emilka dołączyli do niej.
– Ja też wam coś pokażę – ośmieliła się Emilka – język na huśtawce!
Wszystkie dzieci zaczęły machać językiem od jednego do drugiego kącika ust.
– Ja też znam jedną sztuczkę – do pokoju weszła babcia – umiem narysować językiem Mikołaja.
– Pokaż, pokaż! – prosiła Oliwka.
– Naucz nas – dołączył się Kacper.
– Tak! Tak! – krzyczała podekscytowana Emilka.
– Róbcie tak jak ja. Języki to są nasze pędzle. Malujmy nimi po podniebieniu. Najpierw rysujemy kółeczko – głowę Mikołaja. Super. Teraz dwie kropki – oczy. Kreseczka to nos. Dwa banany – takie uszy. I trójkąt – to czapka. Jeszcze potrzebne wielkie koło – to brzuch, cztery kreski – ręce i nogi. A teraz najtrudniejsze: worek z prezentami.
– Babcia zna najlepsze sztuczki – podsumował Kacper.
– Tak, babciu, masz moc – dodała Emilka. – Gdyby Mikołaj miał jej tyle, co ty…
– …to przy podrzucaniu prezentów nie wywróciłby choinki – spointowała Oliwka.

Pobierz PDF

Do łatwego skopiowania:

Nie każdy konik – polny….

W świecie, w którym od plotek jest brudno,
trudno być ślimakiem i osiołkiem trudno.
Ściskając gazetę, przełknął nieśmiało ślinę,
ślimak, ten, któremu dorabiają „gębę”, znaczy się: minę:
„Uśmiechnąć się można dzisiaj” –
powiedział do osiołka Zdzisia.
I dodał jeszcze: „Wiecie…”
pokazując nagłówek w gazecie:
„Czy styczeń, czy luty,
Czy marzec, czy kwiecień –
Ślimaki wolno
Chodzą po świecie.”
– Nie każdy ślimak powolny,
nie każdy konik – polny,
nie każdy osioł uparty.
– Masz rację, osiołku,
plotki to nie żarty!
w wersji .pdf z pytaniami do utrwalania głoski [ś]
TUTAJ

Głodne paluchy”
Ręka jest moja, paluszków ma pięć.
Łasuchy te mają na wszystko chęć.
Pierwszy paluszek, najmniejszy taki,
zjadł dzisiaj karpia i trzy buraki.
Drugi paluszek, podobno słodki,
zjadł na śniadanie maki, stokrotki.
Trzeci, środkowy, największy paluszek,
połknął wraz z barszczem trzynaście uszek.
Czwarty wskazuje, mądrala z niego,
zjadł trzy marchewki i klocki lego.
Kciuk palcem jest piątym, największy ma brzuszek,
zjadł szynki plasterek i kilka gruszek.
A ja wam mówię, moje paluchy,
będą bolały was dzisiaj brzuchy.
Jakość filmu nie powala, ale mój szef (czyt. pięciomiesięczny Tymek) ma krókie drzemki, więc zawsze nagrywamy w pośpiechu;) Inspiracją do ułożenia wierszyka była piosenka, którą mój Kacper „przyniósł” z przedszkola. Zapamiętał tylko, że „pięć paluszków rączka ma”, czyli – myślę, że – najważniejsze;)

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żył sobie pewien zupełnie normalny chłopiec. Szymek, bo tak miał na imię, nie lubił mówić. Miał strasznie dużo do powiedzenia, ale wstydził się, że wymówi jakieś słowo źle. Nie potrafił bowiem wypowiedzieć dźwięku „sz”. Kiedy chciał naśladować szum drzew i wydobyć z siebie donośne: szszszsz, z jego ust wydobywął się syk węża: ssssssss. Zamiast szafy w pokoju, miał safę, zamiast szalika – salik, zamiast szynki na kanapce – synkę. Szymek miał dość  seplenienia, więc postanowił udać się po pomoc do wróżki Lodzi, znanej w całym królestwie z uczenia ładnej mowy. Wsiał na swego rumaka i pojechał : <kląskanie>. Jechał cały dzień <kląskanie>. Kiedy się zmęczył, zsiadł z rumaka i położył się spać. Obudził go dziwny szmer: szszszszsz. Po ciemku zaczął się przeciągać <wyciągamy język w stronę nosa>. Szmer się powtórzył: szszszsz. Zaciekawiony szedł w kierunku odgłosów. <tupu tupu> Zaczynało się już przejaśniać. Za płotkiem zobaczył niewielki pagórek  „To jakieś zaczarowane miejsce” – pomyślał. A my takie zaczarowane miejsce znajdźmy w naszej buzi. Zęby są płotkiem. Dotknijmy je językiem. Za górnymi zębami szukajmy w buzi pagórka. Jest? No to super. Szymek zorientował się, że odgłosy dochodziły z pagórka. Najpierw zaczął pukać. „Czy ktoś tam jest? Puk, puk.” A my pukajmy językiem o nasz zaczarowany pagórek. Otwieram buzię i pukamy. Musimy uważać na brodę, żeby się nie ruszała. Pagórek milczał. Szymek zaczął go głaskać. A my głaszczemy językiem nasz pagórek. Nagle chłopiec usłyszał kolejne podejrzane odgłosy. „UUUUUUUUUUUU” <powtarzamy> „OOOOOO” <powtarzamy>. Z pagórka wyskoczyła zielona żabka. „Mam dla Ciebie kilka zadań” – powiedziała – „Jeśli wszystkie wykonasz, zaprowadzę cię do wróżki Lodzi”. Szymek uradowany poprosił o zadania. „Zadanie pierwsze” – powiedziała żabka – „wygląda tak: oblizujemy językiem górne zęby. Super. Teraz dotykamy ząbki, każdeo po kolei – skaczemy od jednego ząbka do drugiego jak wiewiórka po drzewach. Świetnie. Kolejne zadanie: oblizujemy górną wargę. Brawo. Robimy dzióbek. Wysuwamy wargi do przodu. A teraz na zmianę: dzióbek – uśmiech. Rewelacja. Jesteś gotowy, by zobaczyć się z wróżką Lodzią.”

Szymek był bardzo ciekawy, jak wygląda wróżka. Troszeczkę się denerwował, więc powtórzył zadania, które robił razem z żabką: oblizał górne zęby, dotknął każdego po kolei, oblizał górną wargę, zrobił dzióbek i na zmianę – dzióbek – uśmiech. Był z siebie bardzo zadowolony, chciał już zobaczyć wróżkę.
„Witaj, Szymku” – powiedziała miła pani w zwiewnej sukni. – „Mam dla Ciebie zadanie: pamiętasz, gdzie w twojej buzi jest zaczarowany pagórek? Dotknij go teraz językiem. Czujesz go? Niech koniuszek twojego języka pilnuje tego miejsca – nie dotykaj pagórka językiem, ale trzymaj nad nim koniuszek swojego języka. Teraz robimy z zębów płotek, a z warg dzióbek. Świetnie. Pamiętaj, że język jest w górze. I dmuchamy: szszszszsz. Udało się? Jeśli tak, to super, jeśli nie – nie przejmuj się, wkrótce się nam uda.
Szymek zadowolony z siebie poszedł spać. Ty też możesz być z siebie dumny! 

0 21809


Biedronka

Obudziła się biedronka
głodna, że aż strach,
więc najadła się tych kropek,
co na skrzydłach ma.

Siedzi w trawie przestraszona,
problem swój rozważa.
Co tu robić?” – myśli ona –
Może by tak do lekarza?”.

Idzie Franek, idzie Krysia,
Bronek i Gabrysia,
trawa niska, a mnie widać
bez kropeczek dzisiaj.”



Niczym na golasa
Siedzi smutna w trawie.
bez kropek – zaznaczam –
Biedronka przy kawie.

Ratunku, ratunku” –
prośbę ma biedronka –
Jak mnie tak zobaczą –
Wstydu pełna łąka.

Prędko, prędko, drodzy moi,
brkredki proszę –
kropki się rysuje
tak samo jak groszek.”

Pobierz wierszyk w formacie .pdf :


  A może samą biedronkę?

 lub w kolorze:


Logopeda opowiada: Wybieramy się dzisiaj do wesołego miasteczka. Idziemy pieszo alejką (tupiemy). Drzewa szumią: szszszsz (rękami machamy nad głową). Zaczynamy podskakiwać: prawy łokieć do lewego kolana, lewy do prawego. Lecimy samolotem (żżżżż) (ruch głowy od lewej do prawej strony), jedziemy pociągiem (czczczczcz) (głowa kiwa się: góra – dół) i na koniec samochodem: dżdżdż. Jesteśmy już na miejscu. 
*Najpierw idziemy na huśtawki (język „huśta” się od jednego do drugiego kącika ust),
* potem wsiadamy do karuzeli (język oblizuje wargi przy otwartych szeroko ustach),
* na koniki (kląskanie, parskanie),
* zjeżdżalnię (język unosi się w stronę nosa, po czym „zjeżdża” w dół).
Na koniec rozpalamy ognisko i śpiewamy: lalalala, lololo, lelele, lululu, lilili (przy otwartych ustach, broda się nie rusza).
Zmęczeni, wracamy z wesołego miasteczka (tupiemy). O! Patrzcie! Skrzaty. Jeśli będziemy cicho, to może ich nie spłoszymy. Skrzaty rozmawiają w swoim języku. Spróbujmy mówić tak jak one. Posłuchajmy, co mówi pierwszy. Powiedział: bla ble bla ble… (powtarzamy), drugi: tdn, tdn, tdn…(powtarzamy), trzeci: lelum polelum, lelum polelum…(powtarzamy). Cichutko na paluszkach idziemy dalej. O! Patrzcie, konie! Wsiadamy na nie i jedziemy: patataj, patataj (powtarzamy). Zmieniamy środek transportu. Teraz jedziemy na drewnianych wózkach: dddd (dziąsłowe). A teraz kolejką liniową: żżżżż.  Dotarliśmy do domu. Witają nas rodzice (całusy). Zmęczeni dniem, zasypiamy.

0 5504


Wierszyk z serii: „Wierszyków kilka dla głodnego wilka”,
tj. sensu niewiele, drogi aniele, nie pisała poetka, ale logopedka;)

Super samochód

Na moim nowym super samochodzie
narysuję sarnę pływającą w wodzie,
masło w niebieskim kolorze,
osę siedzącą w norze,
basen pełen srebrnych włosów,
miskę pełną głosów
oraz sapiącego psa –


niech każdy mój samochód zna!
1. Powtórz zawarte w wierszyku wyrazy z s;
2. Omów wspólnie z logopedą nieścisłości zawarte w tekście.

Stoimy. Logopeda opowiada: Chcę Was dzisiaj zaprosić do zaczarowanej krainy, w której czeka na nas zadanie do wykonania.  Aby się nam to udało, musimy uruchomić wyobraźnię. Droga jest długa: najpierw idziemy pieszo (tupiemy). Jest nam zimno, więc chuchamy na ręce. Idziemy coraz szybciej, zaczynamy biec (biegniemy w miejscu, można kląskać). Rozglądamy się. Mija nas harcerka Hania (krzyknijmy „hej, Haniu!”). O, idzie też pan Henryk, hydraulik (powiedzmy mu „Dzień dobry”), obok nas przechodzi też mały piesek (powiedzmy „Hau hau„). Biegniemy dalej. Potykamy się o kamień i wywracamy (dzieci upadają na podłogę krzycząc: bach!). Jesteśmy na miejscu. Na trawie siedzi chomik. Właśnie rozpoczął poranną gimnastykę (pamiętajmy o prawidłowym akcencie: gimnastykę). Chomik zaprasza nas do wspólnych ćwiczeń. Chomik jest jeszcze zaspany, przeciąga się, a my unosimy języki do podniebienia przy otwartych ustach. Chomik ziewa, my też ziewamy. Sprawdza, czy wszystkie zęby są na swoim miejscu (dotykamy każdego zęba po kolei przy otwartych ustach), następnie oblizuje wargi na myśl o śniadaniu. Łapie się za brzuch – „Oj, głodny brzuch!’ (powtarzamy) i zaczyna jeść (naśladujemy żucie). Chomik je: (powtarzamy) chleb, marchew, herbatniki, popija wszystko herbatą. Ma pełne policzki jedzenia (nabieramy powietrza i robimy baloniki z policzków). Zadowolony chomik woła z radości na myśl o nowym dniu pełnym przygód: och! ach! ech! ych! oho ho! Myślę, że możemy już wrócić do naszej krainy. Zamykamy oczy i powtarzamy zaklęcie: ohohohohohoho, ehehehehehehe, uhuhuhuhuhuhu, yhyhyhyhyhyhy, honolulu, henelele, hinelili, hops.

child-1044177_960_720

Ćwiczymy głoskę [s] w nagłosie. Pokazuję rysunek smoka.

Dziewczynka: Ssss…dinozaur.

Zagadka: Część ciała, która podtrzymuje głowę.

Odpowiedź ucznia: czapka….

Kiedy się już nauczyłem mówić, to tatę o wszystko zapytałem” – powiedział chłopiec z I klasy.

Utrwalanie głoski [sz]. Dyktuję wyliczankę: „Myszka Mickey gra  guziki, raz, dwa, trzy …”. Już chcę powiedzieć zakończenie: „wypadasz z gry”, kiedy uczeń zadowolony z siebie zgaduje: „niedźwiedź ty”.

Dziewczynka opowiada o tym, jak ubiera swoim kotom pampersy i wozi je w wózku. Jej koleżanka poważnym tonem komentuje: „Marysia, ty to jesteś za dziecinna jak na II klasę.”

Zagadka: Ma on nóżkę, nie ma buta. Ma kapelusz, nie ma głowy. Czasem smaczny jest i zdrowy, czasem gorzki i trujący.

Uczeń nie domyśla się odpowiedzi, więc informuję, że chodzi o grzyb.
Uczeń: A miałem mówić, że trujak!
Ja umiem mówić, tylko mnie nikt nie rozumie” – wypowiedź ucznia z afazją.
Kacper, mój syn (3,5 l.): Ja się to nazywa?
Ja: Frytka.
Kacper: Śliwka?
Ja: Frytka (i demonstruję nałożenie zębów na wargę przy [f]);
Kacper ładnie powtórzył układ artykulatorów i z zaangażowaniem zabrał się za wymówienie słowa:
ffff… śliwka.
Rozmowa o poranku z moim małym przedszkolakiem.
Ja do mojego syna: Kacperku, czy macie w przedszkolu takie wielkie … (i tu zabrakło mi słowa, nie pasowała mi zwykła butelka)… baniaki na wodę? Takie, pod które się podstawia kubeczek i nalewa wodę?
Kacper: Mamy.
Ja: To super, to mów pani, jak ci się będzie chciało pić.
Mój mąż zawiózł Kacpra do przedszkola, ale widział, że coś go trapi. Kacper tuż przed drzwiami zapytał: Tata, czy na pewno mówi się baniak?