Blog specjalistyczny może być sposobem na kreowanie wizerunku, reklamę własnej działalności, a nawet na zarabianie. Jego tworzenie sprawdza się w wielu dziedzinach. Czy także dla logopedy będzie dobrym pomysłem — zapytałam Katarzynę Czyżycką, autorką bloga „Głoska — logopedia z punktu widzenia logopedy”.
Patrycja Bilińska: Prowadzenie bloga polecane jest przez doradców zawodowych jako sposób na budowanie wizerunku specjalisty. Czy i w jakim stopniu „Głoska” spełnia taką rolę?
Katarzyna Czyżycka: Na początku miała inny cel. Ale z czasem rzeczywiście zaczęła budować mój wizerunek. Kiedy to zrozumiałam (bo nie zauważyłam od razu), zaczęłam działać trochę bardziej świadomie – wpisy zaczęły pojawiać się bardziej regularnie, a nie spontanicznie, trochę dłużej nad nimi myślę, co skutkuje mniejszą ilością literówek – choć i te się zdarzają. Zaczęłam też pisać trochę mniej emocjonalnie i bardziej uważać na to, co przekazuję. Podstawowa zasada „Głoski” – nie szkodzić.
PB: Prowadzenie bloga wiąże się nie tylko z regularnym publikowaniem artykułów, ale także promowaniem strony na facebooku i odpowiadaniem na mejle od czytelników. Ile czasu poświęcasz na tworzenie „Głoski”?
KCZ: Nigdy nie liczyłam, ale zróbmy to razem:
– wpis na blogu to około 2 – 3 godzin (tekst + zdjęcia) – tu dodam, że to i tak krótko, bo nie mam chlubnego zwyczaju obrabiania zdjęć. I publicznie obiecuję, że kiedyś się poprawię. Wpisów na blogu jest dwa tygodniowo;
– maile czytelników to około 15 minut dziennie – bo tyle czasu zajmuje mi pobieżne przejrzenie poczty. Odpowiadam na większość zbiorowo w sobotę lub niedzielę – i tu już jest około godziny, dwóch (w zależności od tygodnia);
– mam codzienny kontakt z „fanami” (nie cierpię tego słowa) na facebooku, wrzucam średnio dwa wpisy dziennie, odpowiadam na komentarze najszybciej jak potrafię, żeby nie robić sobie zaległości, odpowiadam na privy – ten kontakt zajmuje mi średnio około 2 godzin dziennie;
I to chyba tyle. Można by doliczyć jeszcze czas spędzony na „dzierganiu” pomocy, które przygotowuję na blog, ale gdyby „Głoski” nie było, też bym te pomoce robiła dla dzieci na terapię. Pozostały mój czas „głoskowy” to terapie i szkolenia.
PB: Wiele osób rozważających założenie bloga boi się technicznego „ogarniania” strony. Czy jest się czego bać?
Nie ma. Pracuję teraz na WordPressie, wcześniej na Blogerze. Oba są bardzo intuicyjne, WordPress ma genialne forum pomocowe – kiedy nie wiesz jaka wtyczka, kiedy i gdzie – inni użytkownicy radzą i są pomocni. Oprócz tego oba systemy są darmowe.
Wiem, że istnieją bardziej zaawansowane systemy zarządzania treścią, np. Joomla. Ale to polecam tylko tym, którzy już trochę wsiąkli w prowadzenie strony. Na początek wystarczy któryś z tych pierwszych. Przyda się też własna domena (żeby adres nie był długi poprzez dodanie „bloger” czy „wordpress” do środka np. xyz.bloger.pl, a krótki xyz.pl), choć wiem, że są blogi, które jej nie mają i całkiem nieźle sobie radzą. Szablon, czyli to, co widzi czytelnik, można ściągnąć za darmo z internetu.
PB: Działalność internetowa wiąże się z zagrożeniem stania się ofiarą hejtu. Podobno zdarzyło ci się otrzymywać nieprzyjemne wiadomości…
Nie raz i nie dwa. I wiem, że jeszcze niejedną dostanę. Kiedyś się tym przejmowałam, teraz przestaję. Od czasu do czasu jak mnie coś mocniej zdenerwuje daję o tym znać na facebooku Głoski. Ale robię to po to, by hejterzy wiedzieli, że nie myślę o nich najlepiej. Nie rozumiem hejtu dla hejtu. Ale zawsze cieszę się z konstruktywnej krytyki. Bo i takie się zdarzają.
PB: Na swoim blogu nie atakujesz reklamami, nie promujesz nachalnie produktów. Czy opłaca się prowadzić blog, z którego nie ma korzyści finansowych? Inaczej mówiąc: co ty z tego masz?
KCZ: <śmiech> Wiele! Reklamy rzeczywiście nie atakują, ale się zdarzają – miałam dwa razy przyjemność recenzować produkty pewnego wydawnictwa, teraz współpracuję ze sklepem internetowym. Korzyści? Mam darmowe materiały do terapii . Nie nastawiam się jednak na zarabianie, dlatego nie biorę wszystkich zleceń. Dostałam kiedyś propozycję zrecenzowania czasopisma. Przejrzałam je, po czym odesłałam wydawcy szczerą recenzję. Ten poprosił wówczas, abym jednak swojej opinii nie umieszczała na blogu. <śmiech>
PB: Rozumiem, że korzyści z prowadzenia bloga masz wiele. Czy przekładają się one także na satysfakcję finansową? <śmiech>
KCZ: Finansowo też mi się opłaca. Wprawdzie nie zarabiam bezpośrednio z pisania bloga, jak to robią blogerzy z innych dziedzin, ale nazwijmy to – pośrednio. Część rodziców małych pacjentów bowiem znajduje mnie właśnie przez blog. Co więcej pierwsze szkolenie, które przeprowadziłam, także zawdzięczam „Głosce”. Kolejne są już zasługą poczty pantoflowej.
PB: Wyobraź sobie, że musisz nagle zrezygnować z wszystkich zleceń, rzucić etat i wymyślić sposób na przetrwanie. Czy dałoby się – mówiąc potocznie – wyżyć z bloga o tematyce logopedycznej? Rozważmy sytuację, w której nie liczy się jakość, marka, a jedynie kasa.
KCZ: Ale kasa jest zależna od jakości. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Jednak odpowiadając na Twoje pytanie – nie. Nie dałabym rady wyżyć z bloga o tematyce logopedycznej. Chyba, że zrobiłabym z niego serwis z pomocami i artykułami, za które płacą czytelnicy, choć wątpię, by taki serwis sprawdziłby się aż tak, by dać mi „chleb”. Myślę, że logopedia to dalej taka specjalizacja wśród blogów, która nie wzbudza wielkiego zainteresowania reklamodawców, głownie dlatego, że ma ograniczony target. To nie ubrania, które kupi 80% gimnazjalistek, licealistek i studentek, a zabawki, które kupi 20 % matek.
Z drugiej strony – przedsiębiorca ze mnie kiepski i może ktoś inny potrafiłby to zrobić?
PB: Twój blog postrzegam jako przejaw wyjątkowego zaangażowania w pracę, a ciebie samą jako osobę ambitną, wygadaną i lubiącą pisać — w końcu z wykształcenia jesteś też polonistką. Załóżmy, że świeżo upieczony logopeda, który będzie czytał zapis naszej rozmowy, nie czuje wewnętrznej potrzeby internetowego „zbawiania świata”, a jedynie praktyczną konieczność reklamy. Czy założenie bloga będzie w tym przypadku dobrym rozwiązaniem?
Po pierwsze – dzięki za miłe słowa. Fakt, lubię swoją pracę.
Wypromować blog, zwłaszcza logopedyczny – czyli nie łudźmy się – niszowy na tle blogów lifestylowych, kosmetycznych czy parentingowych, nie jest łatwo. O czym pewnie doskonale wiesz <śmiech> Ale nie jest też czymś nieosiągalnym. Myślę, że w sieci można zauważyć trzy dominujące nurty blogowe:
Pierwsze to te, jak je nazwałaś, od „zbawiania świata” – blogerzy piszą, bo chcą, bo lubią. Rzecz się roznosi pocztą pantoflową. Proces roznoszenia trwa najczęściej niekrótko.
Drugie to blogi, które oferują coś za darmo. Ludzie je „polubiają”, udostępniają dalej i blog szybko zyskuje popularność. Wymaga jednak od blogera ciągłej pracy nad blogiem, ciągłego dodawania czegoś nowego.
Trzecie z kolei to blogi pisane od czasu do czasu, ale bardzo dobrze promowane, zwłaszcza w mediach społecznościowych, legalną płatną reklamą. Bloger co jakiś czas płaci i wiedza o nim roznosi się dalej.
Nie oceniam tych trzech nurtów. Każdy robi tak, jak uważa i tak, jak mu serce/rozum podpowiada. Warto sobie zdawać jednak sprawę, że blog to koszty – albo czasu albo pracy za darmo albo pieniędzy.
Reasumując – znam blogi „świeżaków” zbudowane tylko dla reklamy. Według mnie, ich czytelnika, spełniają swoją rolę świetnie. Kiedy zapytasz kim jest XY zaraz usłyszysz, że to ta od bloga XYZ. Ale to tylko moja skromna opinia <śmiech>.
PB: Doszły mnie wieści, że szykujesz dla swoich czytelników nowy projekt.
KCZ: Lubię blogować, lubię moich czytelników, lubię z nimi spędzać czas i dlatego, między innymi, powstaje nowy projekt „Pogadaj przy kawie”
PB: Na czym on polega?
KCZ: Na rozmowie. Chciałabym porozmawiać z czytelnikami na żywo, dlatego przygotowuję dla nich coś a`la webinarium. Wszyscy jesteśmy w jednym miejscu w jednym czasie i rozmawiamy na konkretny temat. Choć pewnie – jak to przy rozmowie – pojawią się jakieś dygresje. Pierwsze spotkanie planujemy w najbliższy piątek, a rozmawiać będziemy o pomocach logopedycznych. Jeśli projekt się sprawdzi mam plan, by go powtarzać.
PB: Cieszę się, że zgodziłaś się podzielić swoimi refleksjami.
KCZ: Spoko, nie jestem taką jedzą, na jaką się maluję <śmiech>.