Spotkałyśmy się w mroźny poniedziałkowy wieczór w klimatycznej kawiarence. Zrobiła na mnie wrażenie osoby ciepłej, otwartej i zaangażowanej w swoją pracę. Paulina Socha, logopedka z Łańcuta, zgodziła się — w ramach projektu „Poradnik świeżo upieczonego logopedy” — podzielić ze mną refleksjami na temat uroków prowadzenia własnej działalności gospodarczej.
Patrycja Bilińska: Założenie firmy wiąże się z odwagą — uda się bądź nie. Może być sukces, ale i porażka, także finansowa. Dużo ryzykowałaś?
Paulina Socha: Wydaje mi się, że ryzyko nie było zbyt duże, choć na początku – kiedy mąż i rodzina namawiali mnie do założenia prywatnego gabinetu – byłam przerażona. Cały czas się zastanawiałam „Jak to możliwe?”, „Przecież to na pewno nie jest proste!”, „Czy ktoś w ogóle zechce skorzystać z moich usług?”. Kiedy się jednak zdecydowałam – z każdym dniem przekonywałam się, że strach ma wielkie oczy, a determinacja i dobrze zaplanowane działanie nie pozwolą na żadną porażkę. Nie musiałam ryzykować finansowo, bo postarałam się o dotację z Urzędu Pracy, dzięki czemu zakupiłam niezbędny sprzęt i pomoce. Dodatkowo, pomysł swojej działalności oparłam nie tylko na terapii w gabinecie, ale przede wszystkim – na wizytach domowych, co okazało się bardzo wygodne dla wielu rodziców.
Czy moment założenia firmy oceniasz z perspektywy czasu jako odpowiedni?
Myślę, że tak. Męczyło mnie już rozsyłanie CV do kolejnych miejsc pracy i czekanie na odpowiedź. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce <śmiech>.
Co okazało się największą przeszkodą przy zakładaniu firmy?
Najtrudniejsze było dla mnie wypełnianie różnego rodzaju wniosków, deklaracji, pisanie pism. Trzeba było trochę pochodzić, podzwonić, popytać… Ale i w tym można w końcu dojść do wprawy <śmiech>.
Prowadzenie działalności wiąże się z dodatkową dokumentacją, kontaktami z ZUS-em, urzędem skarbowym. Jak radzisz sobie z księgową stroną swojej firmy?
W tych sprawach pomaga mi mąż, który z wykształcenia jest księgowym. Nauczył mnie prowadzenia podatkowej księgi przychodów i rozchodów, nadzoruje wypełnione przeze mnie deklaracje.
Domyślam się, że po kilku latach prowadzenia własnego gabinetu najwięcej pacjentów dowiaduje się o Tobie z polecenia swoich znajomych, którzy już z usług skorzystali. Wróćmy myślą do początków: jak wtedy pozyskiwałaś klientów?
Na początku trzeba na pewno zainwestować w reklamę – założyć stronę Internetową, zaprojektować wizytówki, plakaty i ulotki. Plakaty rozwieszałam na tablicach ogłoszeniowych, ulotki zostawiałam w aptekach, sklepach i przychodniach. Po każdej takiej „kampanii” miałam kilka telefonów typu „Trzymam właśnie pani ulotkę i chciałbym/łabym zapytać o szczegóły”.
Jakie są zalety prowadzenia własnego gabinetu? Zestawmy formę samozatrudnienia z pracą na etacie.
Największą zaletą jest to, że wszystko zależy ode mnie: to, kiedy pracuję, z kim, gdzie, w jaki sposób, jaką metodą, czy ile zarobię. Jest to dla mnie bardzo wygodne, zwłaszcza po niedawnym powrocie do pracy po urlopie macierzyńskim. Kiedy nie mam z kim zostawić synka, po prostu nie umawiam na ten dzień żadnego dziecka i nikt nie ma do mnie o to pretensji. Myślę, że mam też nieco więcej czasu dla swoich podopiecznych, co przekłada się na bliższy kontakt nie tylko z nimi, ale też ich rodzicami. Zdarza się, że czterdziestopięciominutowa wizyta domowa przedłuża się do półtorej godziny, bo zwyczajnie ciężko mi z tego domu wyjść;). Czasem po zakończonej już terapii dostaję wiadomości o postępach dziecka w szkole czy przedszkolu, a nawet zaproszenia w odwiedziny. Bardzo mi wtedy miło.
Logopeda w poradni psychologiczno-pedagogicznej pracuje z pacjentem 20 godzin tygodniowo, w szkole – załóżmy 25 (może być więcej), w innych placówkach nawet 40. Ile czasu Ty musisz poświęcić pracy, żeby „się opłacało”;-)
Żeby „się opłacało” <śmiech> – przed urlopem macierzyńskim pracowałam ok. 15 godzin tygodniowo. Były to wizyty domowe, terapia indywidualna i grupowa w trzech przedszkolach i jeden dzień w tygodniu terapia w gabinecie. Oczywiście, przez pierwsze dwa lata płaciłam niski ZUS, przy wyższym trzeba ten czas wydłużyć o parę godzin.
Podsumowując: opłacało się zaryzykować?
Opłacało się <śmiech>. Nie ma nic milszego niż uśmiechnięte buzie wchodzące do gabinetu, świadomość, że ktoś nie mógł doczekać się zajęć, laurka od dziecka czy miłe słowo od rodzica – to wszystko daje ogromną siłę do pracy i poczucie, że ma ona jakiś sens.
„Poradnik świeżo upieczonego logopedy” to seria postów ukazująca wizję pracy w zawodzie logopedy. Artykuły stanowić mają w założeniu źródło „natchnienia” zawodowego. Poradnik, mimo nazwy, nie dostarczy gotowych rozwiązań, nie rozwikła osobistych dylematów, nie podpowie, którą pójść drogą. Jeśli stanie się natomiast inspiracją do podjęcia własnych zawodowych decyzji, spełni swoją rolę.
Witam. Zastanawiam się czy uzyskałabym tu pewną informację. Szperałam troszkę w internecie, ale niestety nie udało mi się za wiele znaleźć w tym temacie. Czy do otworzenia gabinetu prywatnego wymagane jest ukończenie studiów magisterskich, czy wystarczy ukończenie licencjatu pedagogiki wczesnoszkolnej i przedszkolnej wzbogacone o studia podyplomowe z logopedii?
Pozdrawiam
Do otworzenia działalności gospodarczej nie potrzeba żadnych uprawnień, bo tego nikt nie sprawdza. W placówkach oświatowych i resorcie zdrowia trzeba mieć minimum 600 godzin studiów. Mniejsza ilość upoważnia tylko do pracy, np. w przedszkolu. Liczy się więc liczba godzin logopedii. Tytuł magistra warto mieć, bo to chyba nawet głupio w dzisiejszych czasach nie mieć. Co więcej: klienci mogą nie zaufać logopedzie bez tytułu magistra. Myślę też, że otwarcie gabinetu zaraz po studiach nie jest dobrym pomysłem. Warto najpierw popracować przynajmniej dwa lata u kogoś.