404 Error - page not found
Przepraszamy, taka strona nie istnieje.
Możesz przejść do strony głównej

NAJNOWSZE WPISY

1 5675

Logopedia staje się coraz popularniejsza, dlatego na pomocach logopedycznych próbują zarabiać różne wydawnictwa dla dzieci. Książeczki ,,logopedyczne” można kupić już w marketach. Jedna z nich wpadła w moje ręce. Poziom jej beznadziejności był tak wielki, że poczułam potrzebę ostrzeżenia rodziców przed kupowaniem takich ,,pomocy” na własną rękę.

Książeczka nie została przygotowana przez logopedę! Wydawnictwo nie podało żadnego nazwiska osoby odpowiedzialnej za stworzenie pozycji – pomijając korektę językową i autora ilustracji, do których pracy nie można mieć zastrzeżeń. Książeczka jest zatem stworzona przez pracowników wydawnictwa Books&Fun, pracowników nie mających pojęcia o fonetyce. Pomimo używania pojęć ,,głoska” i ,,litera” – ich rozróżnienie w praktyce nastręcza autorom trudności.

Autorzy pozycji wyszli z założenia, że wystarczy ułożyć zdania składające się z wyrazów zawierających określone litery, by stworzyć książeczkę logopedyczną. Problem w tym, że polskie głoski nie odpowiadają literom. Inaczej mówiąc: rzadko się zdarza, by zapis odpowiadał w stu procentach wymowie. Brak znajomości fonetyki doprowadził więc do sytuacji, w której autorzy „Wesołej nauki” każą dzieciom wypowiadać – na przykład – głoskę [ę] w słowie ,,zęby”. A przecież mówimy [zemby] – nie ma w ,,zębach” głoski [ę]! I takich sytuacji jest więcej.

W języku polskim występuje zjawisko utraty dźwięczności w wygłosie, dlatego słowo ,,lekarz” wypowiadamy jako [lekasz], a ,,właź” jako [właś]. W ,,Wesołej logopedii” tymczasem oczekuje się od dziecka wymowy [właź] i poleca się dzieciom powtarzanie: ow, ew, aw, uw, podczas gdy [w] jako głoska dźwięczna nie występuje w wygłosie.

Podsumowując, użycie słowa ,,logopedia” w tytule jest nadużyciem. Książeczka nie ma nic wspólnego z ćwiczeniem poprawnej wymowy głosek. Autorzy napisali jakieś przypadkowe sylaby i zdania, dodali kolorowe kwadraciki, w sumie nie rozumiem po co, i dołączyli 74 kolorowe naklejki. No, naklejki akurat ładne.

Testowałam planszową grę logopedyczną od Kapitana Nauki – jest na tyle warta zwrócenia uwagi, że chciałabym Wam o niej opowiedzieć. Zapraszam na bal w lesie – będzie miś, jeż, bóbr i dwie sympatyczne wiewiórki. Jedna z nich niesie dla nas ciastka.

Dla kogo: gra jest uniwersalna – zadania są dobre dla dzieci będących w terapii logopedycznej, sprawdzą się też w ramach profilaktyki, będą się przy niej wspaniale bawić dzieci bez problemów tzw. logopedycznych. Osobiście poleciłabym ją dzieciom z zaburzeniami przetwarzania sensorycznego, w tym szczególnie z problemami z obustronną koordynacją ruchową i planowaniem ruchów. Producent zaplanował przedział wiekowy 3-7 lat. Podczas zajęć testowałam grę też na starszych dzieciach – były zachwycone.

Plusy: gra wyróżnia się przede wszystkim tym, że dostosowana jest to współczesnych dzieci, które nie umieją przegrywać. Rywalem jest bowiem nie inny, realny przeciwnik, ale wiewiórka Kitka, która porusza się według stałych zasad – albo jeden, albo dwa pola. Podczas zajęć logopedycznych nie mamy zatem sytuacji, w której nasz podopieczny przegrywa z rodzicem, albo z logopedą. Uważam, że nie jest dobrym pomysłem pozwalanie zawsze dziecku na zwycięstwo (trzeba umieć też przegrywać), niemniej jednak wybuch płaczu z powodu przegranej „rozbije” nam zajęcia. Łatwiej dzieciom, które boją się porażek, grać w grę, w której jesteśmy wszyscy w jednej drużynie przeciwko nierealnemu bohaterowi. Opowieść wprowadzająca w grę (leśne zwierzęta przygotowują bal) tłumaczy, dlaczego musimy zdążyć do stołu ze smakołykami przed wiewiórką. Ona nie jest naszym wrogiem – niesie smakołyki, a my planujemy pokręcić się razem z bobrem na karuzeli. Nie możemy kręcić się z pełnymi brzuchami.

Plusem gry są także zadania rozwijające nie tylko sprawność oralną, ale ogólnie motoryczną (równowaga, planowanie ruchów, koordynacja ruchowa). Aby zrozumieć polecenia, trzeba skupić uwagę słuchową. Zadania wplecione w wyścig stają się dla dziecka atrakcyjnymi wyzwaniami – dziecko nie czuje, że są to ćwiczenia i element pracy logopedycznej.

Podobają mi się pionki – dwie kolorowe wiewiórki. Kostka też – drewniana, większa niż tradycyjna. Ilustracja na planszy jest atrakcyjna graficznie, co rzadko się zdarza w grach logopedycznych.

Jedynym minusem gry może być to, że razem z dzieckiem gramy z drużynie wiewióra Ogonka (chłopiec) – chcemy dobiec szybciej do mety od wiewiórki Kitki (dziewczynka), na co mogą być wrażliwe niektóre dzieci. Myślę jednak, że w sytuacji, w której naszym uczniem jest dziewczynka, można zamienić wiewiórki. I po problemie.

Podsumowując, gra „Leśny bal” sprawdzi się nie tylko w gabinecie logopedy, ale także pedagoga i psychologa. Nadaje się na prezent urodzinowy.

2 3698

Opowiem Wam dzisiaj o trzech produktach marki Jellystone. Miałam okazję testować gryzak-naszyjnik dla mam i nastolatek, gryzak dla dzieci oraz butelkę sensoryczną.

Gryzaki terapeutyczne

Rodzice często denerwują się, że ich dzieci gryzą palce, koszulkę, długopis. Pytania, jakie często słyszę w takich przypadkach, dotyczą tego, jak dziecko takiego nawyku oduczyć. Moim zdaniem, nawyków się nie oducza, ale wprowadza nowe, które zastąpią stare. Skoro dziecko gryzie przedmioty, musi mieć taką potrzebę. Zabierając dziecku możliwość gryzienia, spowodujemy u niego frustrację wynikającą z niezaspokojonych potrzeb. Jakie to mogą być potrzeby? Najczęściej psychologiczne (np. gryzienie w sytuacjach lękowych) – i wówczas dobrym rozwiązaniem jest wizyta u psychologa – lub sensoryczne wynikające z potrzeby doznań proprioceptycznych. W tym drugim przypadku mogą się sprawdzić masaże dociskowe i gryzaki.

W jaki sposób wycofać zły nawyk? Wprowadzić dziecku nowy, bezpieczniejszy. Nie można bowiem czegoś zabrać, nie dając nic w zamian. Tak samo jest z eliminowaniem smoczka.

Gryzaki od Jellystone uważam za warte uwagi ze względu na atrakcyjny dla dziecka wzór: któż nie miałby ochoty pogryźć sobie ludzika lego? Gryzak testował mój jedenastoletni syn. Był zachwycony. Odpowiadał mu kształt i smak.

A teraz najlepsze: dla dorosłych kobiet i nastolatek marka proponuje silikonowe gryzaki-naszyjniki. Wyglądają tak dobrze, że nikt się nie zorientuje, jaka jest ich pierwotna funkcja.

Butelka sensoryczna

Butelkę od Jellystone robimy sami – instrukcja jest prosta, atrakcyjne wypełnienie dołączone jest do opakowania, my dolewamy wodę. Butelkę pokazywałam dzieciom w różnym wieku. Zachwycały się nią zarówno dwulatki, jak i dzieci ośmioletnie.

Jak się bawiłam z maluchami? Mówiłam, że mam nową, czarodziejską butelkę, która po wydaniu określonego dźwięku (uzależnionego od aktualnych celów logopedycznych, np. ziu) odwraca się. Dzieci bardzo chętnie powtarzały dźwięki – butelka się odwracała – a one pełne zachwytu, obserwując spadający brokat z innymi ozdobami, krzyczały: „O, oko! O, zamek! Jeszcze, jeszcze: ziuuuuu”.

Inaczej mówiąc: butelka się sprawdza na zajęciach logopedycznych.

PS Gadżety, które testowałam, pochodzą od Baby&Travel.

1 3790

Współcześni rodzice bombardowani są niezliczoną ilością rad i zaleceń dotyczących tego, jak stymulować rozwój dziecka. Poradniki dla młodych rodziców, blogi parentingowe, ale też blogi specjalistyczne, prowadzone przez psychologów, logopedów, fizjoterapeutów i innych specjalistów od rozwoju dziecka przyczyniają się do budowania w rodzicach przekonania, że stymulować rozwój dziecka trzeba. Ze względu na to, że rodzicom brakuje czasu na realizację przeczytanych zaleceń pozostają z wyrzutami sumienia, że nie są wystarczająco dobrymi rodzicami.

            Moda na stymulowanie dzieci związana jest ze zjawiskiem transformacji rodziny i zmianą postaw wobec dzieci. Współcześnie bowiem przywiązuje się dużą wagę do rozwoju dzieci od samego początku. Wielu rodziców czuje wręcz presję, żeby popychać swoje dziecko w rozwoju. Konsekwencją są dzieci znudzone, przemęczone, przestymulowane. Takie, które nie umieją sobie same zorganizować czasu, bo od zawsze ten czas organizowali im dorośli. Dziecko współczesne nudzi się w pokoju pełnym zabawek. My jako dzieci umieliśmy wymyślić dobrą zabawę z patyków.

            Uważam, że dziecku bez obciążeń, takiemu, u którego nie ma podstaw do podejrzewania niepełnosprawności czy dysfunkcji, wystarczy w rozwoju nie przeszkadzać. Mówiąc: nie przeszkadzać, nie mam na myśli: nie interesować się. Chodzi o mi rezygnację z przyjmowania wobec swojego dziecka postawy terapeutycznej. Rodzic ma być rodzicem. Nie tylko. Aż.

            G. Mahoney, I. Finger, A. Powell badali związek między rozwojem dzieci a stylem zachowania matek podczas interakcji. Co się okazało? „negatywnie związane z poziomem rozwoju poznawczego dziecka były kontrola (dyrektywność, niewrażliwość na okazywane przez dziecko zainteresowanie) oraz stymulowanie (oznaczające dużą dominację matki). Najlepiej rozwijały się dzieci, których matki nie były dyrektywne ani kontrolujące. Pozwalały one dziecku na kierowanie przebiegiem interakcji, a same uczestniczyły w nich z entuzjazmem w sposób spełniający dziecięce oczekiwania. Wspierały aktywność dzieci, w mniejszym stopniu zaś starały się angażować je w to, co same chciały. Akceptowały zachowania dziecka także wówczas, gdy było ono nieodpowiednie do wieku” [1].

Inaczej mówiąc: kiedy rodzic wchodzi w rolę dyrektywnego, kontrolującego nauczyciela, który narzuca dziecku formy aktywności, dąży do tego, żeby za wszelką cenę czegoś je nauczyć – osiąga gorsze efekty od tych rodziców, którzy bawią się ze swoimi dziećmi na ich warunkach i wykazują się dużą dozą akceptacji.

Nie ma potrzeby organizowania specjalnego czasu, który miałby tzw. edukacyjne znaczenie. Co więcej – niektóre próby wymuszania na dzieciach różnych umiejętności, mogą mu nawet zaszkodzić.

W dalszej części tekstu przeczytasz o tym, co dzieciom w rozwoju przeszkadza. Przedstawię subiektywną listę ośmiu czynników mających negatywny wpływ na rozwój mowy dziecka.

1. Nadopiekuńczość

Zdrowe, małe dzieci mają motywację wewnętrzną do doświadczania świata i potrzebę uczenia się nowych umiejętności. Opiekunowie mogą im pomóc w osiągnięciu sukcesu na ich poziomie rozwoju, ale mogą też zahamować dziecięce próby i starania. W jaki sposób można dziecko zniechęcić do samodzielności? Mówiąc, że jest za małe na robienie czegoś lub proponując, że sami coś zrobimy – co daje dziecku informację: „rodzic zrobi to lepiej”, a docelowo negatywnie wpływa na dziecięce poczucie wartości.

Sytuacją, w której dzieci są wyręczane najczęściej, jest jedzenie. Jeśli nie ma takiej konieczności, nie karmmy dziecka. Pierwsze próby kierowania łyżki do ust może podjąć dwunastomiesięczne dziecko. Czasem rodzice karmią dzieci z tego powodu, żeby nie pobrudziły kuchni i siebie. Jeśli to dla nas problem, możemy powiedzieć sobie: „On się dzięki temu rozwija” i pozwolić mu na pobrudzenie się.

2. Zabawki interaktywne

Przypisywane im słowo „edukacyjne” jest, moim zdaniem,  nieporozumieniem. Patyki z podwórka mają więcej wartości edukacyjnej niż zabawka interaktywna. Zabawa patykami wpływa na rozwój etapów zabawy: kiedy dziecko wyobraża sobie, że patyk jest czymś innym niż jest w rzeczywistości, mamy do czynienia z zabawą symboliczną.  Wcześniejsza w rozwoju jest zabawa tematyczna, kiedy dziecko bawi się w coś, np. samochodzikami w parkowanie ich do garażu. Rozwój zabawy ściśle łączy się z rozwojem inteligencji dziecka, dlatego zabawa nie jest czasem zmarnowanym dla jego rozwoju, jest wręcz koniecznym, aby ten rozwój następował. Zabawa symboliczna według Piageta może się pojawić u dwuletniego dziecka. Pomyślmy tymczasem o zabawkach interaktywnych: kontakt małego dziecka z zabawką interaktywną przeważnie polega tylko na bezmyślnym wciskaniu przycisków. Taka forma aktywności nie uczy niczego i nie rozwija. Co jest w tych zabawkach złego?

Przede wszystkim, zabawki te nadmiernie pobudzają. Układ nerwowy małego dziecka nie jest gotowy do odbierania tak dużej liczby bodźców. W efekcie po kontakcie z taką zabawką dziecko jest przestymulowane, sfrustrowane i marudne. Zabawki interaktywne źle wpływają na rozwój uwagi. Częsty kontakt z nimi powoduje, że dzieci mają później problem ze skupianiem uwagi na przedmiotach i czynnościach, nazwijmy je „zwykłych”. W przedszkolu nie skupią się na czytanej przez panią bajce, nie zechcą układać puzzli. Długotrwały kontakt z przestymulowującymi przedmiotami – najpierw zabawkami edukacyjnymi, potem tabletami i telefonami – przełoży się na gorsze funkcjonowanie w szkole.

Ostatni minus zabawek interaktywnych: nie są one robione przez specjalistów od rozwoju dzieci, ale przez producentów zabawek. Nie spotkałam się nigdy z zabawką interaktywną, która nie miałaby żadnych błędów – i nie mam tu na myśli problemów z działaniem. Oto fragment piosenki hiphopowej:

„Mój ziom ma dziecko, dziecko ma zabawki, a wśród zabawek jest
Gąsienica, która recytuje alfabet (autentyk!).
Jak ją wcisnąć w brzuch to gra piosenki,
W których słowa mają poprzestawiane akcenty”

(Łona i Webber, To nic nie znaczy)

To, co zauważyli raperzy, jest częste: głos w zabawkach nagrywany jest przez przypadkowych ludzi – nie przez lektorów czy aktorów, którzy umieją prawidłowo akcentować słowa. Spotkałam się nawet z wadami wymowy.  Co do kwestii metodycznych –  często zabawki interaktywne są reklamowane jako te, które wspierają naukę czytania. Tymczasem one tę naukę utrudniają. Dzieciom nie mówi się: be jak baranek czy em jak mama. Dzieciom podaje się nazwy głosek, a nie nazwy liter. Mówimy [b] jak baranek i [m] jak mama. Dlaczego? Z em-a-em-a nie uda się złożyć wyrazu mama.

Czy każdy kontakt z zabawką interaktywną jest zły? Nie, nie każdy. Jeśli rodzic usiądzie z dzieckiem i będzie kontrolował przebieg aktywności, wówczas jest szansa na to, że taka zabawka może mieć zalety.

3. Brak możliwości swobodnego eksplorowania otoczenia

Większość dzieci, która przychodzi do mnie do gabinetu z powodu opóźnionego rozwoju mowy, łączy dwie rzeczy: mała sprawność rąk oraz niechęć do dotykania i brudzenia się. Dzieci nie chcą wkładać rąk do mas plastycznych, po użyciu kleju do papieru od razu chcą myć ręce. Poznałam takie, które w reakcji na dotknięcie mąki, krzyczały: ała! Tymczasem małe dziecko rozwija się dzięki temu, że dotyka, dlatego utrudnianie dzieciom eksploracji otoczenia może się skończyć nie tylko opóźnionym rozwojem mowy, ale także zaburzeniami karmienia  o podłożu sensorycznym oraz zaburzeniami integracji sensorycznej. Dzieci, które mają się prawidłowo rozwijać, muszą dotykać. Czego się zatem nie robi? Wrócę na chwilę do karmienia: pozwólmy dzieciom brudzić się przy jedzeniu – jest to sposób na odwrażliwianie twarzy. Twarz podczas jedzenia można wytrzeć na końcu posiłku, nie po każdej łyżce.

I ostatnie słowo na temat jedzenia: ryzykowne jest karmienie dzieci przy różnego typu zabawiaczach, np. przemycanie jedzenia przy bajkach. Zaleca się, żeby dzieci miały możliwość pobawić się jedzeniem – mogły je dotykać dłońmi zanim zdecydują się je zjeść. Dzięki temu oswajają się z jedzeniem, zmniejszamy tym samym ryzyko, że nasze dziecko będzie się bać nowych produktów.

4. Ciągłe zagadywanie

Co robi stereotypowy mąż w reakcji na zbyt gadatliwą żonę? Wyłącza się, kiedy ta zaczyna otwierać usta. Taką samą reakcję będzie miało dziecko, które jest z każdej strony osaczane przez ciągle mówiącego rodzica. Komunikaty do dziecka powinny być proste. Jeden komunikat i przerwa, czekamy na reakcje. Nigdy nie zadajemy dwóch pytań naraz. Zanim zaczniemy do dziecka mówić, trzeba z nim nawiązać kontakt, na przykład dotykowy, i mieć pewność, że w tym kontakcie jesteśmy.

Nawet te dzieci, które jeszcze nie mówią, potrafią odpowiedzieć wykorzystując mimikę czy gesty. Warto się na taki rodzaj komunikacji otworzyć, bo stanowi ona podwaliny do rozwijania mowy werbalnej.

Dla rozwoju mowy dziecka znaczenie ma nie tylko to, ile mówimy, ale także jak mówimy. Dzieci w pierwszej kolejności zapamiętują słowa, które są dla nich ważne, dlatego dobrze na rozwój rozumienia i nadawania mowy  wpływa nazwanie tego, na co dziecko patrzy, co słyszy, co robi. Nasze komentarze mogą być ubarwione wyrażeniami dźwiękonaśladowczymi albo różnymi powiedzonkami, najlepiej połączonymi z gestem. Np. O! To kot! Spadła piłka: ojojoj, Baba idzie: tup tup tup, O nie! Nie ma mleka.

Mówić trzeba wolno, prostymi zdaniami i z umiarem. Rodzic nadaktywny w produkowaniu komunikatów, przeważnie ma wycofane dziecko. Nie daje dziecku przestrzeni do zaistnienia.

5. Uprzedzanie potrzeb dziecka

Dziecko, którego rodzice odgadują wszystkie jego potrzeby zanim ono samo zdąży je sobie uświadomić – nie musi o nic prosić. Inaczej mówiąc: mając wszystko, nie czuje motywacji do tego, by się ze swoim rodzicem porozumieć. Pierwszym i nadrzędnym bowiem celem komunikacji jest realizacja swoich potrzeb. Mówi się po to, by coś swoim mówieniem osiągnąć. Jeśli dziecko zobaczy na półce cukierki, a rodzic „nie wpadnie” na to, by je nimi poczęstować – może być pewny, że doczeka się interakcji (cały czas mówię o dzieciach zdrowych i bez dysfunkcji – dziecko z autyzmem może nie wpaść na to, żeby rodzica poprosić).

6. „Przeszkadzacze” w tle

O tym, że zbyt długie oglądanie telewizji przez dzieci źle wpływa na rozwój mowy, wiadomo powszechnie. Mniej zwraca się uwagę na telewizję w tle. Dziecko, które przebywa w pomieszczeniach wypełnionych jakimiś stałymi dźwiękami, nauczy się je ignorować. Zrodzi się wtedy problem ze słuchaniem (nie mylić ze słyszeniem). Podobnie jest z radiem – włączone cały dzień nie wpływa pozytywnie na rozwój mowy dziecka.

7. Zniechęcanie do ruchu

Dzieci rozwijają się poprzez ruch. Mowa też jest ruchem. W pierwszej kolejności dzieci muszą opanować umiejętności związane z motoryką dużą, małą, a dopiero potem można myśleć o sprawności artykulacyjnej. Przykładowo, jeśli dziecko ma zaburzoną równowagę, nie wykształci dobrej zdolności do celowych ruchów językiem (praksja). Etapów rozwoju dziecka nie można przeskakiwać, dlatego większe znaczenie dla rozwoju dwulatka ma czas spędzony na placu zabaw niż stolikowe próby nauki czytania. Na placu zabaw dziecko wygasza przetrwałe odruchy, ćwiczy koordynację wzrokowo-ruchową, równowagę, planowanie motoryczne. Zabawy tzw. stolikowe rozwijają funkcje odnoszące się do korowych części mózgu. Tymczasem praca wyższych struktur korowych zależy od integracji dokonującej się na niższych poziomach mózgu. Zanim dziecko będzie gotowe do tego, by efektywnie uczyć się przy stoliku, musi opanować wiele umiejętności, które są związane z jego ciałem. Przykładowo, żeby dziecko wykazywało się dobrą koordynacją wzrokowo-ruchową na kartce, z użyciem przyrządów pisarskich, najpierw musi wyćwiczyć koordynację wzrokowo-ruchową w przestrzeni.

8 „Zachęcanie” do mówienia

Dzieci nie lubią, kiedy się je prosi o powtarzanie sylab czy słów. Taka metoda jest nieskuteczna, dlatego nie lubię, kiedy ktoś mówi o zachęcaniu do mówienia. Dzieci „zachęcane” wycofują się, bo czują na sobie presję. Lepszy skutek odniosą strategie polegające na rozbudzaniu entuzjazmu. Załóżmy, że chcemy nauczyć małe dziecko mówienia samogłoski [u]. Płaskie obrazy są dla niego nieatrakcyjne, dlatego nie jest dobrym pomysłem pokazywanie mu obrazków, a tym bardziej liter. Szybszy efekt osiągniemy, na przykład, tak: bierzemy dziecko na ręce i kręcąc się z nim po pokoju – mówimy [uuuu]. Dążymy do tego, żeby dziecko skojarzyło dobrą zabawę w samolocik z dźwiękiem [u]. Dzięki temu nasze [u] nie będzie abstrakcyjnym dźwiękiem, ale słowem posiadającym znaczenie. Po jakimś czasie dziecko z własnej inicjatywy zacznie mówić [uuuu], bo zauważy, że dźwięk wyzwala ruch – mówię, to tata ze mną leci samolotem. Za jakiś czas dziecko przychodząc do rodzica, powie [uuuu], co będzie oznaczało: „Baw się ze mną w samolocik”. W ten sposób dziecko poczuje moc komunikacji!

[1]. Mahoney, I. Finger, A. Powell (1985) za: E. Pisula (2003), Autyzm i przywiązanie, Gdańsk, s. 18.

0 3784

Drukujemy wzory na kolorowych kartkach. Rozcinamy puzzle wzdłuż linii. Zadaniem dziecka jest ułożenie puzzli na wzorze (karta nr 2) i nazywanie obrazków (utrwalanie słów z „sz”).

Karty pobierzesz klikając prawym przyciskiem na myszce, a następnie „Zapisz grafikę jako”.