5 zdań, które burzą poczucie wartości twojego dziecka

5 zdań, które burzą poczucie wartości twojego dziecka

nie-mowic

Sposób zwracania się do drugiego człowieka bywa czasem ważniejszy od samej intencji. Forma ma ogromne znaczenie. To, w jaki sposób budujesz zdania, wpłynie na rozwój psychiczny twojego dziecka — szczególnie uwidoczni się w jego poczuciu wartości. Niekonstruktywne wypowiedzi wpiszą się w podświadomość młodego umysłu, tworząc całe pokłady błędnych przekonań, blokujących osiągnięcie osobistego sukcesu w życiu dorosłym.

Oto 5 niekonstruktywnych zdań, które słyszy na co dzień — zgaduję że — co drugie dziecko. Jak odbiera je maluch i jakie rodzą dalekosiężne konsekwencje — przeczytaj w dzisiejszym poście.

Jesteś niegrzeczny!

Rodzic ma prawo wyrazić swoje zdanie na temat zachowania dziecka, ale sposób, w jaki to robi, przekłada się na poczucie wartości potomka. Najważniejsze, moim zdaniem, jest to, by oddzielić złe zachowanie od osoby (To twoje zachowanie jest złe, a nie ty.) i mówić o konkretach. Co to znaczy niegrzeczny? To nic nie znaczy. Dla każdego może kryć się pod tym słowem wiele definicji, najbardziej powszechna i przerażająca brzmi: Niegrzeczne dziecko to takie, które – zamiast siedzieć spokojnie na kanapie – biega, skacze, mówi (!), prosi o uwagę itp. Jeśli nie powiemy wprost, czego oczekujemy, niesprawiedliwe jest karanie za to, co jest niejasne. Zasady muszą być zrozumiałe. Kiedy syn kopnie kolegę, można powiedzieć: Nie podoba mi się, że kopnąłeś kolegę.(wyrażamy swoje uczucia, nie atakujemy, podajemy konkret). Taki komunikat ma szansę wzbudzić w dziecku wyrzuty sumienia. Atak w stylu: Jaki ty jesteś niegrzeczny! zrodzi  za to bunt, poczucie niesprawiedliwości bądź złość, skierowaną w stronę rodzica, oczywiście. Czy syn przeprosi kolegę? Jeśli boi się rodzica, pewnie tak (motywacja zewnętrzna), ale nam zależy raczej na skrusze (motywacja wewnętrzna).

Jak mnie nie posłuchasz, będzie szlaban na telewizję!

Groźby bywają skuteczne na krótką metę, ale mają dalekosiężne skutki uboczne dla rozwoju psychicznego. Komunikaty tego typu wywołują w odbiorcy lęk, poczucie bezradności, bunt, wrogość, agresję, poczucie niezrozumienia. W podświadomości wpisują przekonanie o byciu gorszym. Nadawca takiego komunikatu daje do zrozumienia odbiorcy, że nie liczy się z jego uczuciami i życzeniami, coś w stylu: Ma być dokładnie tak, jak mówię, nie obchodzi mnie, jakie ty masz zdanie na ten temat.  Mimo dobrych intencji rodzica, niefortunna forma kryć może tak dużo podtekstów, że warto na nią uważać.

Dobrze ci radzę, zrób tak i tak!

Rady rodziców wynikają przeważnie z troski o własne dzieci lub podświadomej konieczności ich kontrolowania. Nie wierzę, że ktokolwiek z was lubi je słyszeć w sytuacjach, kiedy wyraźnie o nie nie prosi. Wyobraź sobie, że pieczesz ciasto (ja na Podkarpaciu piekę placek:P), wpada teściowa, obserwuje twoje poczynania i komentuje: Ja to bym dała więcej cukru. Co czujesz? Złość, oburzenie, poczucie bezradności (bo ktoś próbuje dać ci do zrozumienia, że się lepiej zna), bunt, agresję itd. Nawet jeśli uznasz, że teściowa ma rację, nie posłuchasz jej rad (na złość, bo co się będzie mądrzyć). Wśród wielu uczuć nie ma raczej pozytywnych. Nie pomyślisz raczej: Och, jaką mam kochaną mamusię, tak się o mnie troszczy, że mi doradza. Nie oczekuj więc od dziecka, że twoje rady odbierze z entuzjazmem i wdzięcznością. Nawet propozycje rozwiązań nie są mile widziane. Dają dziecku do zrozumienia, że ono samo nie byłoby w stanie poradzić sobie z problemem. Wygłaszając „kazania” rodzic okazuje niedowierzanie zdolnościom dziecka do oceny wydarzeń i poszukiwania rozwiązań. Długotrwałe słuchanie rad i propozycji prowadzi do rezygnacji z własnego myślenia, zaniża poczucie wartości, rodzi niezaradność, blokuje kreatywność.

Jeśli zatem dziecko powie: Wiesz, Anka zaprosiła mnie na urodziny… to wcale nie znaczy, że oczekuje odpowiedzi: To idź. ewentualnie: A po co ty tam pójdziesz! Dużo bardziej prawdopodobne, że wypowiedź potomka zawiera w takiej sytuacji intencję: Dzielę się swoimi wątpliwościami, chcę tylko ich akceptacji, nie oczekuję od ciebie rad. Najlepsza odpowiedź to parafraza albo próba doprecyzowania, czy dobrze zrozumieliśmy, np. Rozumiem, że masz wątpliwości, czy chcesz iść. Bez dyktowania rozwiązań. Dziecko samo znajdzie takie, które je zadowoli. Jeśli nie — będzie to wynik jego, a nie twoich decyzji.

No przecież nic się nie stało!

Zdanie, które słyszy przynajmniej raz dziennie każde dziecko, pełni rolę uspokajacza. Wyobraźmy sobie biegnącego trzylatka, które nagle wywraca się, uderza kolanami o chodnik, widzi krew i wybucha płaczem. W znanym wszystkim scenariuszu podbiega rodzic i mówi z lekceważeniem: „Nie rycz, przecież nic się nie stało!”

Czy rzeczywiście? To jest interpretacja sytuacji rodzica. W ocenie dziecka natomiast dzieje się tragedia. Czyja wizja jest właściwsza? Wypowiedź rodzica daje dziecku (na poziomie podświadomym) komunikat, że jego. Nic się nie stało! to wyraz braku akceptacji uczuć dziecka, wmawianie mu, że to, co przeżywa jest niewłaściwe, niestosowne, śmieszne (?). Słowa: „Już nie boli” (kiedy właściwie boli) rodzą takie same skutki: wzbudzają w odbiorcy przekonanie, że ocena sytuacji nadawcy jest lepsza, co utwierdza go (odbiorcę) w przekonaniu, że sam jest gorszy.

Co można powiedzieć, aby nie wzbudzić w dziecku negatywnych emocji? Opisać to, co się widzi lub nazwać sytuację (np. Wywróciłeś się albo Masz krew na kolanie), a następnie zaproponować pomoc (Wiesz, mam w apteczce taką magiczną wodę, która wypędza złe bakterie i naprawia popsute kolana. Chcesz, żebym jej użyła?)

Tak nie wolno!

Wygłaszanie „kazań” wydaje się wychowawcze – chcemy uświadomić dziecku, jak szkodliwe jest jego zachowanie. Zamiast wzbudzić w potomku chęć refleksji nad swoim postępowaniem, dajemy mu do zrozumienia, że jest gorszym człowiekiem, a ponadto: że wiemy lepiej i że nasza interpretacja sytuacji jest właściwsza. Komunikaty o podtekście moralizatorskim przekazują na poziomie podświadomym informację o braku zaufania do odbiorcy. Długotrwałe narażenie na ocenianie ze strony innych ma znaczący wpływ na poczucie wartości.

I na koniec, uprzedzając komentarze: czy ja przesadzam? Wielu z was może uznać, że tak i ma do tego prawo. Moim zdaniem jednak refleksja nad formami wypowiedzi stanowić powinna zainteresowanie rodziców, którym zależy na nawiązaniu i utrzymywaniu dobrych relacji z własnym dzieckiem. Sama nie jestem idealna, mam złe nawyki, ale świadomość własnych barier i niedoskonałości pozwala mi dążyć w dobrym kierunku. Oceniać efekty będą już dzieci (napisałam to zdanie z drżeniem rąk;-)

SIMILAR ARTICLES

2 COMMENTS

  1. Tekst bardzo ciekawy. Mam tylko jedną wątpliwość: „Wiesz, mam w apteczce taką magiczną wodę (…)”. Chodzi o słowo „magiczną”. Po co dziecku stwarzać dodatkowy świat (wystarczy ten realny – i tak jest co odkrywać…) i po co mówić mu nieprawdę? Chyba że rzeczywiście ktoś odprawił był jakieś czary nad tą wodą.
    Ktoś powie, że to przecież chodzi o rozwijanie wyobraźni. Ale czy nie wystarczy, żeby wyobraźnie rozwijała się w świecie rzeczywistym?

    • Hmmm… Ciekawe spostrzeżenie. Dotychczas widziałam to tak: woda utleniona jest naprawdę magiczna, skoro działa na bakterie, których nie widać. Jeśli użyję słowa „utleniona”, mój syn, będzie się bał samej nazwy, dlatego nazwałam ją „magiczną” i pod takim określeniem funkcjonuje w naszym domu. Teraz sam się o nią dopomina przy okazji różnych „wypadków-upadków”. Spojrzenie na to słowo w kontekście „dodatkowego świata” wydaje się warte refleksji;-) Dzięki za opinię.